SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

poniedziałek, 19 stycznia 2015

ZRYTE RECENZJE VOL.8: Wirtualna zabawa w kotka i myszkę, czyli o filmie "Who Am I" słów kilka.

Zacznę od tego, że nie zamierzam się zastanawiać nad wiarygodnością przedstawionych w filmie sytuacji. Nie znam się na hakerstwie, nie będę poddawać autentyczności sposobów jakie stosowali bohaterowie "Who Am I" do włamywania się do sieci i odwalania tych wszystkich zabawnych akcji. Od tego są specjaliści, którzy znają się na tym lepiej i za pewne w zależności od ich punktu widzenia będą obniżać lub podwyższać ocenę dzieła producentów "Życia na podsłuchu". Opowiem Wam za to jak się bawiłem obserwując nawiązania do klasycznych już filmów i  podpowiem czy cała historia ma ręce i nogi i czy warto się udać do kina. W końcu o "Whiplashu", "Birdmanie" czy "Grze tajemnic" wszyscy już wiedzą bo to wielkie produkcje, a o "Who Am I" mało kto jeszcze słyszał, mimo, że polska premiera była 9 stycznia. Biorąc pod uwagę, że to film, który z miejsca trafił do kin studyjnych tym bardziej warto bym o nim napisał, także zapraszam do czytania! 

Benjamin jest symbolem człowieka - ducha, tak w realu jak i w sieci. Film "podpowiada" nam odwieczną prawdę, że w sieci nikt nie jest anonimowy, w pełni bezpieczny i co najbardziej przerażające przez nikogo niepożądanego nieobserwowany.

Bohaterem filmu Barana bo Odara ("Cisza") jest młody koleś Benjamin (Tom Shilling), który w dzieciństwie stracił rodziców i był klasową postacią tła, na którą nikt nie zwracał uwagi i wybierał jako ostatniego do drużny w piłkę nożną na WF-ie. Takie tam popychadło, które zaczęło zamykać się w swoim świecie. Zdolne popychadło dodam, gość bowiem interesuje się hakerstwem i potrafi różne sztuczki, którymi zyskuje sobie uznanie charyzmatycznego Maxa (w tej roli Elyas M'Barek bardzo popularny w swoim kraju) poznanego podczas odrabiania godzin społecznych. Benjamin i Max są klasycznymi przeciwieństwami, niemal stereotypowymi, potrzebują siebie na wzajem by przypodobać się naczelnemu bossowi hakerów MRX-owi. Wraz z dwoma innymi osobnikami, wydziaranym i lekko szajbniętym Stephanem i stonowanym, nieuśmiechającym się Paulem tworzą team CLAY, który szybko zaczyna być znany z włamań do sieci i pozostawiania w miejscach swojej "pracy" zabawnych znaków. Atakowanie koncernów farmaceutycznych, kompromitowanie naziolskich organizacji i tego typu akcje nie są jednak niczym imponującym dla spotykającego się najlepszymi hakerami w ukrytej sieci guru. Chłopaki postanawiają uderzyć w organizacje rządowe, Benjamin wykrada bardzo ważne dane i przekazuje je w prezencie MRX-owi, który okazuje się współpracować z ruską mafią. Kiedy pada pierwszy trup fabuła zagęszcza się Ben musi uciekać nie tylko z sieci ale i w realu. Całość komplikuje wątek miłosny, gdyż nasz uroczy nieudacznik podkochuje się w dziewczynie z byłej klasy, i przyłapuje Maxa na całowaniu się z nią na jednej z hucznych imprez. Jest to dla niego pretekstem do ocięcia się od CLAY-a. Problem w tym, że już na samym początku zostajemy znokautowani sceną, w której aresztowany Benjamin zeznaje przed tajną agentką, że jego kumple hakerzy zostali wybici co do nogi i, że przyzna się do współpracy w zamian za status nienaruszalnego świadka i nową tożsamość a tym samym bycie człowiekiem duchem. Brzmi ciekawie? A jest jeszcze lepiej. 

Już nieraz mieliśmy do czynienia z dziełami, w których zostajemy wrzuceni już na początku w finał fabuły, a opowieść głównego bohatera jest swoistą retrospekcją. Musimy pamiętać jednak, że Benjamin snuje swoją wersję wydarzeń, w której wcale nie musi spowiadać się ze wszystkich szczegółów i to jest niewątpliwy atut tej historii.

Niezbyt siedzę w niemieckim kinie, ale te filmy, które udało mi się  w ostatnich latach zobaczyć zrobiły na mnie duże wrażenie. "Goodbye Lennin", "Upadek", wspomniane "Życie na podsłuchu", były świeże, mocne i dopracowane. "Who Am I" jest niczym wypadkowa węgierskich "Kontrolerów", "Podziemnego kręgu", "V jak Ventetta", "Matrixa" i "Podejrzanych", zapodany w bardzo dynamiczny, teledyskowy niemal sposób, w którym scen spokojnych i przegadanych o niczym jest tak naprawdę niewiele. Więcej tu "fight clubowej" filozofii, ujmowania świata w nawias zarówno wielkiego mrowiska, którego system ochronny można złamać, niezależnie od jego skomplikowania, jak i zależnego od sprytnej jednostki, która go napędza. Część akcji przeprowadzonych przez CLAY to takie puszczenie oczka do widza zakochanego w poczynaniach armii Tylera Durdena. Postacie co prawda nie są wielce skomplikowanymi charakterami i nie mają nakreślonej jakiejś większej głębi, ale bardziej chodzi tu o intrygę i twisty, których jest całkiem sporo. Jeśli dacie się porwać tej szalonej pogoni wydarzeń  i intryg to będziecie się bawić znakomicie, jeśli będziecie szukać na siłę nielogiczności i przegięć to po prostu uznacie dzieło za nie do końca satysfakcjonujące. Mnie urzekło wszystko: od bohaterów wypluwających słowa z prędkością CKM-u, przez co "nieprzyjemny" dla ucha język niemiecki zupełnie nie przeszkadza, poprzez muzykę nadającą rytmu temu i tak już ekspresowemu przedstawieniu (odpowiadają za nią Michael Kamm, Boys Noize i znakomicie wkomponowane utwory Royal Blood) na bardzo dobrej, wiarygodnej grze aktorskiej kończąc. Film się nie dłuży, nie męczy i nie przeładowuje widza informacjami ze świata hakerów (wszystkie ich interakcje są bardzo ładnie i umownie pokazane w scenach w szybkim metrze, stąd pewnie nawiązania do "Sali samobójców" wśród recenzentów, tyle nietrafne i krzywdzące, co po prostu głupie i odstraszające od seansu). Dzieło ma amerykański posmaki i z tego co poczytałem do prawa do "rimejku" już są na etapie negocjacji mimo, że film jest świeżynką. Także zagraniczni spece od marketingu już węszą sukces i kasę. Także z pełną odpowiedzialnością polecam Wam przygodę z "Who Am I" jeśli lubicie symboliczność, umowność i nowoczesność w kinie europejskim. Sam trailer przekonał mnie do obejrzenia, a jeszcze bardziej sugestia pani z Hagi Film, która napisała, że dzieło ryje baniak i warto weń swój czas zainwestować. Pojechałem więc do Olsztyna i dzięki studyjnemu kinu Awangarda 2  miałem możliwość obejrzenia go i znakomicie się bawiłem. Także jeśli jeszcze nie podjęliście decyzji czy go zobaczyć, lub co gorsza nie macie pojęcia, że takowe dzieło w ogóle istnieje i jest wyświetlane w polskich studyjniakach to nie zastanawiajcie się i walcie do kin! Polecam, polecam i jeszcze raz polecam! 

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz