SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

sobota, 13 grudnia 2014

25* filmów science fiction wszech czasów według FKRBZM na 25 urodziny Stanleya.

*No... tak nie do końca, jeśli rozdzielać jedyną trylogię, która załapała się na listę. Musiałem uczynić ten wyjątek i je ze sobą połączyć, bo to tak właściwie to jeden długi film podzielony na trzy segmenty. Przynajmniej w moim odczuciu. To trochę inny przypadek niż trylogia Matrixa, gdzie wyraźnie czułem, że dwie pozostałe części są nieco innego kalibru, czy Powrotu do przyszłości gdzie powtarzający się schemat fabularny pozwala je oglądać właściwie w dowolnej kolejności. Filmy w zestawieniu ponownie ułożyłem chronologicznie by pokazać Wam, drodzy czytelnicy, jak to wszystko ewoluowało. Tych, którym na liście brakuje Star Treka uświadomię, że trafił on na moją poprzednią listę, najważniejszych zakończonych seriali. Także zapraszam do czytania! W kolejnym zestawieniu najprawdopodobniej zaprezentuję listę 25 filmów fantasy wszech czasów! 


25.MOON (2009, reż. Duncan Jones). Syn Davida Bowie za kamerą moi drodzy. Był to jego ekranowy debiut, gość ma jeszcze na koncie znakomity Kod nieśmiertelności, który ostatecznie się na listę nie załapał. Historia astronauty, który odkrywa, że nie jest sam na stacji kosmicznej od wielu, wielu lat idealnie nadaje się na otwarcie listy filmów, które nie traktują przecież tylko o kosmicznych stworach. Postać Sama Bella została stworzona specjalnie pod Sama Rockwella, głos robotowi pokładowemu GERTY głos podłożył Kevin Spacey. W 2016 Jones z ekipą prawdopodobnie uraczy nas swoją filmową wizją gry Warcraft. To bardzo niewdzięczne i ryzykowne przedsięwzięcie, życzę powodzenia.

24.DYSTRYKT 9 (District 9, 2009, reż. Neill Blomkamp). Film, który idealnie obrazuje nasz brak tolerancji dla odmienności i próby pacyfikacji tych, których zamiarów tak naprawdę nie znamy. Pokazane w dziele Blomkampa kosmiczne getto jest bardzo wymowne, postacie kosmitów w dużym stopniu przypominają ludzi, a główny bohater przejdzie przez cały film psychiczną i fizyczną transformację, która bardzo mnie usatysfakcjonowała. Do tego momentami film jest stylizowany na found footage, co zwiększa jego autentyczność. Wszystko ładnie się ze sobą klei, nic więc dziwnego, że Elyzjum nie przeskoczyło tego dzieła pod względem formy i treści. Czy będzie miał na to szansę Chappie, w którym zobaczymy grupę Die Antwoord? Dowiemy się tego w marcu 2015. 

23.RAPORT MNIEJSZOŚCI (Minority Report, 2002, reż. Steven Spielberg). Pierwsza na liście adaptacja prozy Philipa K. Dicka, w której przedstawiony nam został świat praktycznie pozbawiony zbrodni. Przyszłych morderców można łatwo i szybko unieszkodliwić zanim popełnią swój czyn mając wgląd w przyszłość, która jest ponoć niezmienna. Jeden ze stróżów prawa o jakże uroczej facjacie Toma Cruise odkrywa, że sam ma popełnić zbrodnię, tym samym staje się celem i musi uciekać. Za wszystkim stoi głębsza intryga, która bardzo mi się spodobała. Jeden z najlepszych filmów Spielberga o tematyce, która jakże jest mu bliska, co na pewno zauważycie czytając dalej moją listę. 

22.EQUILIBRIUM (2002, reż. Kurt Wimmer).  Swego czasu pojawiły się zdumiewające porównania do wcześniejszego o kilka lat Matrixa. Punktów stycznych poza dynamicznymi sekwencjami walki nie stwierdziłem, za to znakomitą, mroczną wizję przyszłości jak najbardziej. Beznamiętna twarz Bale'a idealnie pasowała do świata pozbawionego uczuć, w którym nie ma miejsca na miłość. Utopii było już w kinie wiele, ta jest jedną z bardziej przerażających. Brawa należą się też Emily Watson, która stworzyła bardzo ciekawą kreację Mary zmieniającą głównego bohatera. Jeśli ktoś by mnie przycisnął do ściany i zapytał czy wolę opowieść o Neo czy o Jojnie Prestonie to szala bardzo lekko przechyliła by się w stronę Equilibrium. Genialny film. Amen. 

21.PITCH BLACK (2000, reż. David Twohy). Nie będę zmyślał, że to film o przekuwaniu swoich słabości w siłę, to że Riddick jest niewidomy nie ma tu za bardzo symbolicznego wymiaru. To po prostu zajebisty, kultowy bohater spuszczający wpierdol kosmicznym kreaturom. Vin Diesel idealnie sportretował postać siłacza robiącego rozpierduchę w filmie mającym cechy horroru s-f. Czysta rozrywka, którą potem próbowano serwować nam jeszcze w kilku odsłonach. Jedynka pozostała do dziś najlepsza, świetnie jest zbudowane napięcie, z pewnością inspirowane "Obcym". Są więc stwory, ale nie pojawiają się nagminnie i nie zawalają całego filmu co jest niewątpliwie na plus. Także miejsce na liście jak najbardziej zasłużone. 

20.X - MEN (2000, reż. Bryan Singer). Minęło już 14 lat odkąd pierwsza odsłona serii o mutantach podbiła serca widzów. Bardzo ważne jest tutaj podłoże ich powstania, fakt, że są oni wynikiem eksperymentów podczas drugiej wojny światowej. Po dość słabej części trzeciej seria została znakomicie reanimowana "Pierwszą klasą", a w tym roku pojawiła się "Przeszłość, która nadejdzie", która swoim rozmachem pokazywała jak bardzo seria się zmieniła, jak urósł przeznaczony nań budżet. Pierwszy film o "X -Menach" do dziś uważam za najlepszy z całej serii, w końcu to od niego się wszystko zaczęło, a sukces filmu miał niebanalny wpływ na wysyp adaptacji komiksów, którego świadkami jesteśmy. Klasyka s-f i kropka. 

19.MATRIX (The Matrix, 1999, reż. Andy Wachowski, Lana Wachowski). Film, o którym mówi się, że przekroczył granicę stosowania efektów specjalnych w kinie jako takim. Na szczęście na dalszy plan nie zeszłą wizja przyszłości, w której maszyny przejęły kontrolę nad światem, a ludzie muszą ukrywać się w Zionie - jedynym kawałkiem planety, który nie należy do mątw. Rzecz jasna przez całą trylogię jest tu eksponowany motyw wybrańca, którego przeznaczenie jest z góry określone, a system opresyjny jest tu ujęty w metaforę rozmnażającego się programu komputerowego. Znakomite kreacje Reevesa, Weavinga, Fishburna i Moss, cztery Oscary w kategoriach, w których stanowczo nagrody powinny wpaść i genialna muzyka, która jest jakże charakterystycznym elementem tego zapierającego dech w piersiach świata. 

18.UKRYTY WYMIAR (Event Horizon, 1997, reż Paul W.S. Anderson). Znakomite połączenie horroru z kinem s-f, w którym ekipa ratunkowa poszukująca zaginionego statku kosmicznego Event Horizon zapuszcza się tam gdzie nie powinna. Jeśli podobał Wam się film "Coś", a jakimś cudem nie mieliście styczności z "Ukrytym wymiarem" to polecam, dzieło jest skonstruowane według najlepszych prawideł kosmicznych straszaków. W obsadzie min. nieco zapomniany Sam Neil, Laurence Fishburne czy Jason Isaacs. Bez wahania umieszczam na liście wszech czasów.

17.CUBE (1997, reż. Vincenzo Natali). Widać, że był to film robiony za niewielkie pieniądze, ale udał się znakomicie jeśli chodzi o warstwę fabularną. Grupka przypadkowych osób zamknięta w tajemniczej, morderczej pułapce musi ze sobą współpracować aby przeżyć. Różni ich niemal wszystko, łącznie ze statusem społecznym i ilorazem inteligencji, mają za to jeden cel  - wolność. Twórcy postawili na połączenie s-f z survival horrorem, finał za pewne nieźle zaskoczy tych, którzy jeszcze dzieła nie widzieli. Polecam również minimalistyczną komedię pana Natali Wielkie nic, pełne surrealistycznego odjazdu z Davidem Hewlettem znanym z roli Wortha w Cube. Kontynuacji raczej nie polecam, wyjaśnienie czym jest tytułowy sześcian może mocno zaboleć.

16.PIĄTY ELEMENT (The Fifth Element, 1997, reż. Luc Besson). Znakomite połączenie kina akcji, z komedią i s-f w wydaniu twórcy Leona Zawodowca. Willis i Jovovich stworzyli bardzo ciekawy duet, swoje irytujące trzy grosze dołożył Chris Tucker, ekran ukradł rzecz jasna Gary Oldman, ale nie można zapomnieć o świetnym, roztargnionym Ianie Holmie. To dzieło, które kłania się w pas klasyce, nieco wyśmiewające wyświechtaną formułę kina przygodowego. Dynamiczny, zabawny, pełen dziwacznych stworzeń i z kultową sceną śpiewającej kosmitki, która nawet twardego Korbena potrafiła zmiękczyć. Do dziś jest to jeden z moich ulubionych filmów z omawianego dziś gatunku. A scena z "multi-passem" do dziś mnie rozbraja. Tak się kiedyś tworzyło zajebiste, nieprzeładowane patosem filmy! 

15.DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI (Independence Day, 1996, reż. Roland Emmerich). Ten film podsycał lęki co by było gdyby kosmici jednak nie byli pozytywnie nastawieni do naszego świata. Rozmach Emmericha lubującego się w katastroficznych wizjach osiągał wtedy swój szczyt. Film jak dla mnie bije na głowę taki "Armageddon" czy przepompowane patosem propozycje Baya. Jest więc wizja upadającego świata i ratujący go panowie Smith, Goldblum czy Pullman. Oscar ze efekty specjalne jak najbardziej zasłużony, status bardzo dobrego filmu s-f także, zastanawiam się tylko po co mają go odświeżać w wersji 3D. Moim zdaniem zabieg zupełnie niepotrzebny, takie zagrywki to zazwyczaj skok na kasę i oszukiwanie widzów formułą, którą są już dość mocno zmęczeni. Mam nadzieję, że sobie ten pomysł odpuszczą. 

14.12 MAŁP (Twelve Monkeys, 1995, reż. Terry Gilliam). Przerażająca wizja świata według członka grupy Monty Pythona, w której Bruce Willis zostaje "nominowany" do bycia skaczącym w czasie "badaczem" przyszłości. Nasz bohater trafia do szpitala dla obłąkanych gdzie spotyka szajbniętego kolesia o twarzy Brada Pitta. Gilliam przemyślał wszystko tak by mimo zagmatwanej fabuły poszczególne wątki miały sensowne rozwiązanie, a finał zaskakiwał jak należy i był wytłumaczeniem migających co jakiś czas scenek. Szkoda, że w obecnych czasach mistrz się nieco zagubił, Teoria wszystkiego może się podobać, ale to nie jest ten sam pułap co kiedyś.

13.GWIEZDNE WROTA (Stargate, 1994, reż. Roland Emmerich). Drugi przykład rozmach Emmericha tym razem bez wielkiej rozpierduchy w tle. Minęło już 20 lat od premiery, a wciąż świetnie się to ogląda i można się podjarać. Gdyby David Lynch poczekał z ekranizacją "Diuny" tych dziesięć lat to może efekt byłyby choć trochę podobny. Znakomity jest ten egipski klimat i postać grana przez Kutra Russela. Na fali popularności filmu wypłynął serial o tym samym tytule z Richardem Deanem "McGyverem" Andersonem, który był nadawany w latach 1997 - 2007, a więc ładny szmat czasu. Film Emmericha był bardzo dobry nie rozumiem tego hejtu ciskanego weń. Do dziś pamiętam, że zrobił na mnie duże wrażenie. 

12.PAMIĘĆ ABSOLUTNA (Total Recall, 1990, reż. Paul Verhoeven). Nie do końca jestem przekonany czy miało wyjść aż tak bardzo zabawnie, ale wyszło. Arnie jest w swojej kreacji przekomiczny, ale skuteczny. momentami robi się co prawda poważnie, ale i tak mam wrażenie jakbym obcował z jakąś sprytnie zakamuflowaną komedią s-f. I to wcale nie jest dla tego filmu zabójcze, wręcz przeciwnie. Cała ta kiczowatość jest urocza, Sharon Stone dostaje za swoje, a Terminator robi takie miny, że klękajcie narody. Do tego jeszcze laska z prawdziwymi trzema cyckami, parę irytujących postaci i przepis na znakomitą zabawę gotowy. Ja wiem, że to się ma nijak do prozy Dicka, na której oparty jest film, po prostu bardziej przekonuje mnie taka wersja niż Colinem Farrelem. 

11.PREDATOR (1987, reż. John McTiernan). O ile w "Obcym" Scott z ekipą postawili na mozolne budowanie napięcia i sceny rodem z koszmarów sennych, tak w Predatorze wszystko zostało nam podane na tacy i sprowadzone do survivalu z kultową rolą Arniego w tle. GET TU DE CZOPPA i wszystko jasne. Film poza koślawo mówiącym mięśniakiem broni się oczywiście postacią kosmicznego łowcy, który w końcu musiał się skonfrontować z Obcym w dwóch crossoveowych filmidłach, które paradoksalnie nie powalały. Staruszek Predator jest rzecz jasna filmem kultowym nawet jeśli bliżej mu do kina rozrywkowego niż kosmicznego egzystencjalizmu, a część druga filmu, w której brzydal wyrusza w miasto i pojedynkuje się z Dannym Gloverem także jest wart zachodu choć rzecz jasna powiela schemat poprzednika. 

10.POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI (Back to the Future, 1985, reż. Robert Zemeckis). Połączenie kina przygodowego komediowego, akcji i s-f zaowocowało jedną z najciekawszych podróży w czasie jakie było dane nam widzieć. Przygody Marty'ego i doktora Browna doczekały się dwóch kontynuacji, serialu animowanego i milionów fanów jakże unikalnego auta jakim stał się delorean. Chrisopher Lloyd prędko nie doczekał się już tak kultowej roli, dopiero przy okazji Rodziny Addamsów  z 1991, a Michael J. Fox zniknął z ekranowego radaru jakoś w okolicy 2002 roku (gościnnie się pojawiał, ale to w serialach, epizodycznie)  więc nic dziwnego, że zawsze będzie już kojarzony z tym filmem i jego kontynuacjami. 

9.TERMINATOR (The Terminator, 1984, reż. James Cameron). Szkoda, że James odpłynął od tego typu kina, co prawda zanim utonął w morzu Oscarów i patosu stworzył film totalnie zajebisty, który otworzył całkiem ciekawą franczyzę, której kolejny element pojawi się w przyszłym roku. Co prawda "Dzień sądu" bije jedynkę pod względem wykonawczym na głowę (czerty statuetki), ale w tym zestawieniu postanowiłem wybierać filmy dane serie otwierające. Arnie wypowiada w jedynce swoje kultowe teksty, robi rozpierduchę i jest na tyle drewniany jak być powinien. Co prawda nie jestem aż tak krytyczny względem "Avatara", na punkcie którego szału nigdy nie zrozumiem, ale marzy mi się by Cameron wrócił do takiego twardego, trzymającego za jaja kina.  

8.E.T. (E.T.: The Extra-Terrestial, 1982, reż. Steven Spielberg). Co z tego, że familijny? E.T. był filmem uroczym, mądrym i to w nim pojawiła się jakże pamiętna scena lotu nad księżycem na rowerze. A stworek tak bardzo chciał wrócić domu, że aż mu kibicowaliśmy. Była też mała Drew Barrymore i ten charakterystyczny dla Spielberga przygodowy sznyt. A jak komuś nie pasowało takie "miękkie" kosmiczne cudaczenie to zawsze mógł odpalić Crittersów lub Gremliny. Cztery Oscary wpadły, był szał na punkcie stworka, szacunek się należy, miejsce w zestawieniu też. 

7.COŚ (The Thing, 1982, reż. John Carpenter). Była już mowa o tym dziele przy okazji zestawienia horrorów wszech czasów będzie i teraz. Body horror o grupie odciętych od świata naukowców, którzy muszą stawić czoła kosmicznej, zmiennokształtnej kreaturze straszyła skutecznie i na tyle silnie, że remake można spokojnie olać. Znakomite efekty specjalne i przyprawiające o palpitacje serca sceny sprawiają, że Coś musiało się znaleźć na obu listach. Do tego Kurt Russel w swoim szczytowym okresie popularności (już po Ucieczce z Nowego Jorku, jeszcze przed Wielką draką w chińskiej dzielnicy). Zaskakujące, że nie posypały się nagrody, na które dzieło stanowczo zasługiwało, szczególnie za efekty specjalne. No cóż, do dziś broni się i jest popularny na tyle, że można ten brak wybaczyć. 

6.ŁOWCA ANDROIDÓW (Blade Runner, 1982, reż. Ridley Scott). Kolejna adaptacja Dicka, przystrojona muzyką Vangelisa i jednym z najbardziej poruszających finałowych monologów improwizowanych w wykonaniu Rutgera Hauera. Nie jest to kino przygodowe, bliżej mu do egzystencjalnego dramatu, który do dziś podoba się wielu maniakom s-f. Harrison Ford umocnił swoją kreacją status idealnie nadającego się do tego gatunku aktora, a Hauer nigdy później już w tak zapadającą w pamięć postać się nie wcielił (no, z wyjątkiem Autostopowicza). Wielkie kino, ciekawa interpretacja powieści Czy androidy śnią o elektrycznych owcach. Jeśli po dziś dzień nie byliście przekonani by obejrzeć (bo nudny, za długi, taki owaki), to polecam się przemóc i dać szansę, a nóż, widelec docenicie.

5.OBCY - 8. PASAŻER "NOSTROMO" (Alien, 1979, reż. Ridley Scott). Sigourney Weaver w roli największej bad-asski w historii kina. O Obcym była już mowa przy okazji zestawienia horrorów wszech czasów, stwór wykreowany przez ś.p Gigera do dziś jest uważany za jednego z najgroźniejszych ekranowych kosmitów, wydaje mi się, że twórcom filmowym już nie udaje się tworzyć tak plastycznych, realistycznych istot siejących grozę i śmierć. Do Aliena w jego kontynuacjach podchodzili też. James Cameron, David Fincher i Jean Pierre-Jeunet, którzy odcisnęli swoje indywidualne piętna na tej kosmicznej sadze. Nie były to filmy rewolucyjne, ale bardzo przyjemne w odbiorze, z którymi nie mam dużego problemu podczas oglądania. Także całą serię uważam za bardzo udaną. Natomiast pojedynki z Predatorem można sobie darować. 

4.BLISKIE SPOTKANIA TRZECIEGO STOPNIA (Close Encounters of the Third Kind, 1977, reż. Stephen Spielberg). Kolejne dzieło Spielberga na liście opowiadające o tym jak to kosmici przylecieli na Ziemię, chyba najbliższe ludzkim wyobrażeniom. Wiecie, taki typowy "roswellowski" wygląd ufoków, który przez lata zakodował się w mózgach widzów. Rzecz jasna bohaterowie nie mają pewności jakie zamiary mają wobec naszej planety kosmiczni bracia, w końcu bardzo ważnym wątkiem jest tutaj zaginięcie pewnego chłopca. Poza kosmicznymi ludkami w pamięć zapada też przewijająca się przez cały seans ogromna skała, bo przecież kosmici muszą sobie wybrać ciekawy obiekt nad którym się pojawią prawda? 


3.PLANETA MAŁP (Planet of The Apes, 1968, reż. Franklin J. Schaffner). Wariacji na temat tej klasycznej serii podejmował sam Tim Burton z dość przeciętnym skutkiem. Najlepsza jest po prostu stara Planeta małp, bardzo naturalna, gdzie widać, że ucharakteryzowanymi małpami są aktorzy. Nie ma tu komputerowych stworów, nie ma patosu, jest za to wizja odwróconego świata, w którym to inteligentne małpy są bardziej rozwinięte od ludzkości. Film ma już swoje lata i może kogoś pewnie rozbawić, ale nie da się ukryć, że jako pierwotna wersja zasługuje na miejsce w zestawieniu, czy się to komuś podoba czy nie. 

2.TRYLOGIA GWIEZDNYCH WOJEN: CZĘŚĆ IV - NOWA NADZIEJA; CZĘŚĆ V - IMPERIUM KONTRATAKUJE; CZĘŚĆ VI -  POWRÓT JEDI (Star Wars: Episode IV - A New Hope; Episode V - The Empire Strikes Back; Episode IV - Return of The Jedi, 1977, 1980, 1983, reż. George Lucas, Irvin Kershner, Richard Marquand). Tutaj chyba nie muszę się specjalnie rozpisywać. Saga to wielowątkowa i mocno rodzinna, pokazująca, że zło wcale nie musi triumfować, że zawsze jest nadzieja i trzeba odnaleźć w sobie siłę. W oczekiwaniu na disneyowskie epizody VII, VIII i IX warto sobie przypomnieć co jakiś czas losy Luke'a i spółki. Nowej trylogii nie oceniam bardzo surowo, ale nie uważam by miała cokolwiek wspólnego z określeniem "wszech czasów". Za dużo komputera, za mało treści, za dużo rozlazłych miłosnych scen z irytującym Christiansenem. No i niewybaczalny Jar Jar. 

1.2001: ODYSEJA KOSMICZNA (2001: A Space Odyssey, 1968, reż. Stanley Kubrick). Filozoficzny traktat Kubricka o naszym żywocie rozpisany na cztery opowieści. Dowód na to, że w latach 60 tworzono kino powalające rozmachem, echa tego dzieła rozbrzmiewają chociażby w Interstellarze Nolana. Dzieło przełomowe w każdym calu dla kinematografii i do dziś uważane za najlepsze Kubricka, który przecież popełnił Mechaniczną pomarańczę, Lśnienie czy Full Metal Jacket. Nie chcę się tutaj za bardzo rozpisywać, wiem, że dla niektórych tempo tego filmu jest nie do zniesienia, ale czyż wszystko nie ma swojego czasu i miejsca? Czy w kosmosie czas nie płynie inaczej? Dzięki, żeście dotarli do końca, wkrótce kolejne zestawienie! 

2 komentarze:

  1. mała literówka przy dacie pierwszej części Gwiezdnych Wojen, sagi od zawsze na zawsze u mnie na pierwszym miejscu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.film.org.pl/prace/12_malp.html - odnośnie 12 małp - polecam

    OdpowiedzUsuń