SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

czwartek, 19 lutego 2015

10 elektryzujących ekranowych par, które "zjadają na śniadanie" Anastasię Steele i Christiana Greya.

To już ostatni wpis, który postanowiłem utłuc na fali popularności ekranizacji "Greya". Chemia na ekranie jest absolutnie niezbędna byśmy uwierzyli, że między bohaterami naprawdę coś rozkwita! Byśmy na chwilę zapomnieli, że to nie jest gra aktorów, a prawdziwa szczera relacja oparta o to co w związku najważniejsze. I wcale nie musi to być miłość stricte erotyczna, jak najbardziej może być przyjacielska! Zdarzały się na ekranie takie pary co to swoim zachowaniem rozkochiwały w sobie miliony fanów. Postanowiłem Wam przybliżyć mocno subiektywną dziesiątkę z nich, a wiele ich wiele i aż się wzdycha z podjarki patrząc na to co się między nimi dzieje. Zapraszam do czytania! 

10. BONNIE PARKER I CLYDE BARROW (Bonnie i Clyde, 1967, reż. Arthur Penn)

Nie ważne jak skończyli, ważne co pomiędzy nimi się działo! Klasyczna para gangsterów, których przygody odcisnęły znaczące piętno na kinematografii. Był to bowiem dość brutalny film jak na tamte czasy. Nie da się ukryć, że jakoś ci bohaterowie korespondują z parą znajdującą się na miejscu pierwszym, ale nie spojlerujcie sobie zabawy i jeszcze tam nie zaglądajcie. Warto dodać, że bohaterowie byli wzorowani na postaciach prawdziwych, o ile jeszcze ktoś tego nie wiedział.
9.HAN SOLO I LEIA ORGANA (Gwiezdne wojny IV - VI, 1977 - 1983, reż. George Lucas, Irvin Kershner, Richard Marquand).

Na początku nie do końca się dogadywali. Uczuć nie wyznawali sobie wprost. Na szczęście okazało się, że Luke jest bratem Lei, a Chewie... no tu panowie sobie nie mogli pozwolić na więcej niż przyjaźń. Niby Star Warsy to jedno wielkie romansidło (i konflikt ojciec - syn), ale w niewielu filmach pojawiają się bohaterowie tak sobie dogryzający i to wybija serię nie tylko w kontekście historii miłosnych, ale też kina s-f czy fantasy (spory co do gatunkowego przypisu serii wciąż trwają).

8.C-3PO i R2D2 (Gwiezdne wojny I - VI, 1977 - 2005, reż. George Lucas, Irvin Kershner, Richard Marquand)

Ponoć R2D2 posługuje się bardzo niecenzuralnym słownictwem w relacjach ze wszystkimi i tylko C-3PO zna jego największe sekrety. Ich szorstka przyjaźń rozwijała się przez wszystkie epizody serii, często dochodziło do iskrzących niemal małżeńskich sprzeczek i "ruszania w swoją stronę" ale ostatecznie chłopaki żyć bez siebie nie mogą i to jest absolutnie urocze. Ciekaw jestem cóż będą wyprawiać Ci dwaj w częściach VII - IX, Disneyu, błagam, nie spartolcie tego! 

7.NEO I TRINITY (Matrix, Matrix: Reaktywacja, Matrix: Rewolucje, 1999 - 2003, reż. Andy Wachowski, Lana Wachowski)

Stękają i kwękają ludziska, że przez wątek miłosny się trylogia na drobne rozmieniła. Na moje oko wątek między Neo a Trinity podkreśla, że miłość może narodzić się w warunkach ekstremalnych, w czasach kiedy humanizm został zepchnięty do podziemia, a zimne, bezduszne maszyny próbują kontrolować ostatnie bastiony tych, którzy mogą przedłużyć żywotność naszego gatunku. Także w relacji między bohaterami widzę coś więcej niż powszechną potrzebę upchnięcia wątku miłosnego w  każdym filmie. 

6.SHREK I FIONA (Shrek 1 - 4, 2001 - 2010, reż. Andrew Adamson, Vicky Jenson, Kelly Asbury, Conrad Vernon, Chris Miller, Mike Mitchell)

Nie da się ukryć, że ta niezbyt ładnie pachnąca, chętnie puszczająca bąki para ma w sobie coś uroczego co dawało twórco możliwość do rozciągnięcia serii do jeszcze trzech "odcinków". Seria o "Shreku" jest znakomitym dowodem na to, że w bajkach po wyświechtanym zdaniu "Żyli długo i szczęśliwie" następuje proza życia i kryzysy małe i duże. I nawet czas na pożycie seksualne się znajdzie kiedy jakiś totalny osioł się nie wtrynia. Tak przy okazji... Zastanawialiście się kiedyś nad sposobem kopulacji osła i smoczycy?*

5.JAY I CICHY BOB (niemal wszystkie filmy Kevina Smitha)

Nawet patrząc na Was z tego screena Jay i Bob wyrażają więcej emocji niż bohaterowie Greya czyż nie? Niby Jay ruchałby po kątach wszystko co się rusza i na drzewo nie spierdala (w końcu to Clit Commander!) to jednak Bob jest dla niego najważniejszy i śmiało można stwierdzić, że jest jego największą miłością. Słowa moje nie są w stanie opisać ich zajebistości. Stare, dobre ekranowe małżeństwo! 

4.JB I KG (Tenacioius D: Kostka przeznaczenia, 2006, reż. Liam Lynch)

Założyli zespół, pokonali rogatego, lubią kiełbasę i pieprzą delikatnie. Są najlepszym zespołem muzycznym na świecie a kiedy nie zdobywają Kostki Przeznaczenia to koszą Grammy za najlepszy Metalowy Kawałek. Okoliczności rozpoczęcia ich "związku" były zaiste prozaiczne, ogień miłości (do muzyki) zapłonął bardzo szybko. A do tego ich tyłki oznajmiły dobitnie, że są sobie przeznaczeni! Jack Black i Kyle Gass, wirtuozi jakich mało! 

3.MORTICIA I GOMEZ ADDAMS (Rodzina Addamsów 1 - 2, 1991, 1993, reż. Barry Sonnenfeld)

Płomienna relacja gotyckiej piękności i zawadiackiego przystojniachy nie wygasła po urodzeniu trójki piekielnych dzieci. Niepoprawnie w sobie zakochani i pożądający się w sposób, który niejedno małżeństwo mógłby zawstydzić. Zachowania tej pary, ba całej rodzinki do dziś są dla mnie wielce intrygujące. Spoczywaj w spokoju Raul, byłeś najwspanialszym Gomezem na świecie, mam nadzieję, że przeczytasz to gdzieś w zaświatach! 

2.SAILOR RIPLEY I LULA FORTUNE (Dzikość serca, 1990, reż. David Lynch)

Lynch rzecz jasna nie mógł opowiedzieć normalnej historii miłosnej. Sailor jest porywczy, Lula wiecznie napalona, ich wrogowie niezrównoważeni i jakby z innego wymiaru. Takiego krzywego i odpychającego. "Dzikość serca" jest mimo tego jednym z bardziej zjadliwych dzieł reżysera, przyjaźniejszym w odbiorze. A Cage i jego wężowa kurtka stała się jednym z symboli męskości lat 90. Kocham ten film całym moim skrzywionym serduszkiem! 

1.MICKEY I MALLORY KNOX (Urodzeni mordercy, 1994, reż. Olivier Stone)

Klasyk Oliviera Stone'a wymierzający ostrze satyry w ogłupiającą telewizję potrafiącą gloryfikować największych zwyroli został przyjęty przez popkulturę na tyle przychylnie, że jednym tchem wymienia się go wśród największych dzieł definiujących lata 90. Rzecz jasna samego romansu przesympatycznych psychopatów nie da się przecenić, to oni są w ciągłym centrum uwagi i udowadniają, że w końcu swój na swego trafi. Tacy współcześni Bonnie i Clyde tyle, że nie ponoszący konsekwencji swoich czynów. 

HONOROWA MIEJSCÓWKA: TIGER I KOBRA 

Cały dowcip tkwiący w tym wpisie wybrzmieć musi w puencie, bowiem każda ekranowa para (tym razem znana z małego ekranu, na całe szczęście) jest bardziej elektryzująca od bohaterów Greya. Oni może nie do końca umieją się wysławiać i generalnie mieszczą się w ramach internetowych patologii, ale kiedy ona tak na niego patrzy tym jednym okiem, a on każdym oddechem niemal wchłania ją przez diastemę to aż mi serduszko pęka ze wzruszenia. Still better love story than Grey! 

*Wasza odpowiedź powinna brzmieć "Nie!" wy chorzy zwyrodnialcy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz