SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

czwartek, 22 stycznia 2015

ZRYTE RECENZJE VOL.10: Konstrukcja mikrokosmosu, czyli o filmie "Wyspa kukurydzy" słów kilka.

Przeciętny zjadacz chleba raczej nie przepada za tego typu kinem. Traktując filmy jako źródło rozrywki może uznać "Wyspę kukurydzy" za zwyczajnie nudną i o niczym. W gruzińskim kandydacie do Oscara (jak już wiadomo nie zdobył nominacji w oczekiwanej kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego) dzieje się bowiem niewiele, słychać zresztą też nie za dużo, bohaterowie bowiem prawie zupełnie ze sobą nie rozmawiają. Nie jest to dzieło dla każdego, ale uważny, wprawiony kinoman, szczególnie zakochany w kinie niezależnym znajdzie w nim całkiem sporo dla siebie. Także jeśli liczycie na górnolotne dialogi, wartką akcję, seks wielką przemoc i grubsze filozoficzne rozkminy to sobie darujcie. Jeśli natomiast lubicie dzieła oferujące piękne widoki, techniczne dopracowanie i przede wszystkim metafory odnoszące się do życia każdego bez wyjątku człowieka to śmiało kontynuujcie czytanie tego tekstu. 

Film oferuje naprawdę piękne zdjęcia i bardzo dobry montaż. Sama historia jest tu pretekstem do wyłapywania prostych acz skutecznych metafor na temat naszego życia.

Akcja dzieje się podczas wojny abchasko-gruzińskiej w roku 1992 roku, w rzeczywistości oderwanej od świata zewnętrznego. Jest nią tytułowa wysepka, na której starszy pan buduje prowizoryczny domek i zaczyna wraz z wnuczką siać pole kukurydzy zajmujące całą powierzchnię, która staje się ich wzrastającym w czasie mikrokosmosem. O tym, że panuje wojna przypominają jedynie przepływające co jakiś czas motorówki, wrogie strony patrolują się bowiem na wzajem i polują na zbiegów bądź rannych osobników. Wnuczka staruszka jest równie małomówna co on sam i mozolnie, przez prawie połowę trwania seansu pomaga mu w codziennej pracy. W tym samym czasie uczy się i codzienne przemieszcza łódką z wysepki na drugi brzeg, gdzie nie jest bezpiecznie. Któregoś dnia dostaje pierwszego okresu, właśnie na wysepce, i nawet nie ma z kim o tym porozmawiać, najwidoczniej stwierdza gdzieś w duchu, że dziadek nie jest najodpowiedniejszą osobą do takich rozmów. Staruszek stara się by pojawiający się na brzegu co jakiś czas żołnierze nie zaczepiali jej i nie zaszczepiali głupich myśli. Dni na wysepce mijają podobne jeden do drugiego, na szczęście widza od zmęczenia ratują przepiękne egzotyczne widoki i urocza muzyka, nienachalna, ale szybko wwiercająca się w głowę. Życie na wyspie kukurydzy komplikuje się kiedy na polu bohaterowie znajdują rannego żołnierza z wrogiego obozu, którym po ludzku po prostu się opiekują. Młodej dziewczynie podoba się starszy, przystojny facet, który przez jakiś czas musi u nich zostać. Może nawet jest w nim zakochana, ale i tak mu o tym nie powie bowiem bo i się gniewu dziadka. Relacje całej trójki komplikują się kiedy kiedy okazuje się, że ranny mężczyzna jest poszukiwany przez przeciwny obóz. 

Starość nie radość, młodość nie wieczność.

Tyle mogę Wam zdradzić jeśli chodzi o fabularne rozwiązania. Jak wspominałem, bohaterowie praktycznie się ze sobą nie komunikują, ale i tak rozumieją. Ich potrzeby są proste i niemal pierwotne. Nie ma tu telewizji, internetu, zalewających świat informacji o polityce, sporcie czy kulturze. Jest prosty podział na świat, do którego staruszek nie chce należeć, który reprezentuje wysepka i na ten zbroczony krwią i łuskami pocisków, na którego brzeg codzienne wkracza wnuczka, której został jeszcze rok nauki. Staruszek nie identyfikuje się z żadną stroną konfliktu, nie jest on także graficznie pokazany na ekranie, poza rannym żołnierzem nie zobaczycie trupów i okrucieństwa, zobaczycie za to jak powstaje mały świat kogoś zwyczajnego, pracowitego i pełnego uporu w tym co robi. Od stawiania fundamentów po ostatnie uderzenie młotka i zasianie ostatniego ziarenka. Zobaczycie narodziny, wzrastanie, rośnięcie w siłę, rozkwitanie i rzecz jasna kryzys małego kawałka ziemi, który równie dobrze może być metaforą naszego życia, tworzenia relacji międzyludzkich czy nawet domu, który nie jest jedynie budynkiem a i osoba tętniącą w jego wnętrzu. Nie potrafię się praktycznie do niczego przyczepić w tym dziele. Technicznie jest zrealizowany znakomicie, niemal dokumentalnie, aktorzy więc nie popisują się niczym szczególnym, są stonowani i dużej mierze ich emocje odczytacie ze wzroku, gestów i mimiki twarzy. Esencja niezależnego kina, w której maniacy TVP Kultura czy Ale Kino bez trudu mogą się zakochać. Dzieło idealne dla koneserów kin studyjnych, lubujących się w refleksji po wyjściu z małej, przytulnej sali. Dziełem w Polsce zaopiekował się Solopan, który dystrybuuje co ciekawe kąski zarówno z naszego podwórka ("Ida") jak i zza granicy (omawiana przeze mnie w zeszłym roku "Mama" Xaviera Dolana). Jeśli więc szukacie filmu wyciszonego, z egzotycznego kraju, zmuszającego do zadumy (finał porusza dość mocno i przyznam, że nie do końca takiego się spodziewałem) to ta propozycja jest idealna. Niecodzienny obraz konstrukcji ludzkiego mikrokosmosu, z pewnością watro się z nim zapoznać. 

7/10

1 komentarz:

  1. Casino at Mohegan Sun Blvd, Montville, CT - MapYRO
    Casino at Mohegan 동해 출장샵 Sun 의왕 출장마사지 Blvd in Montville, 영주 출장마사지 Connecticut 원주 출장안마 is 양산 출장안마 your perfect destination to enjoy fun and friendly locals gaming.

    OdpowiedzUsuń