SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

niedziela, 25 stycznia 2015

Każdemu to na co zasłużył, czyli o trzynastym, finałowym odcinku American Horror Story: Freak Show słów kilka.

Niektórzy bardzo narzekali na ten sezon. Że nudny, że mało straszny, że się twórcy powtarzają i formuła wypalona do cna. Mnie znacznie bardziej uwierał sezon trzeci. Co chwilę ktoś zmartwychwstawał, mścił się na kimś, podkładał mu świnię i tak dalej. Błędne, choć całkiem sympatyczne koło się z tego zrobiło. "Freak Show" dział się natomiast w czasach poprzedzających "Asylum" i w kilku miejscach z nim korespondował. A jeśli ktoś nie przepadał za deformacjami, psychopatycznymi mordercami i brzuchomówcami to mógł uznać ten sezon na momentami nawiedzony i przerażający. Finał opowieści o cyrku dziwów Elzy Mars na moje oko otrzymał sensowne zakończenie z domkniętymi prawie wszystkimi najważniejszymi wątkami (nie wiadomo cóż stało się z Chesterem i Stanleyem, widocznie twórcy uznali to za sprawę drugorzędną). Pozostali bohaterowie otrzymali właściwie taki los na jaki zasłużyli, choć w kontekście pierwszych scen może to brzmieć kontrowersyjnie. Zresztą przeczytajcie sami i skonfrontujcie się z moim punktem widzenia. 

Kibicowałem by przeżyły do samego końca. Uffff, udało się.
 
Cóż to za przybytek bez jego prawowitej właścicielki? Już w początkowych scenach Paul zauważa, że ich przybytek nie ma już racji bytu, że dziwolągi wymierają i wkrótce nie pozostanie po nich ślad. Jest jednak na tyle silny by przeciwstawić się terroryzującemu go i resztę pozostałej w namiotach ekipy Dandy'emu, który został nowym właścicielem niegdyś zapełniającego salę obiektu. Dandy dostaje więc po mordzie i słowem i pięścią co doprowadza go do podjęcia decyzji o wystrzelaniu niemal wszystkich naszych ulubieńców. Z życiem uchodzi jedynie Desire, bliźniaczki i Jimmy, którego nie było podczas masakry przy namiotach. Dandy poślubia Dot i Bette, zupełnie nie spodziewając się zemsty od tych, którzy przeżyli. Zostaje otumaniony i postrzelony, a następnie zamknięty w szklanej gablocie, z której niegdyś uciekł Houdini. Mott nie jest w stanie pogodzić się z tym, że za chwilę zostanie zalany wodą i utopi się nie mogąc wydostać z osobliwej pułapki. Chce przekupić swoich oprawców, mówi, że wybacza bliźniaczkom, że jest darem od Boga i, że nie może umrzeć. Cóż, dzieli ten sam los co wszyscy prędzej czy później. Dla tego pana nie ma wybaczenia, ani odkupienia bo właściwie nie wie cóż te słowa znaczą, do samego końca jest pełen nienawiści i pychy. Bardzo fajną scenę wymyślili twórcy pokazując nam Desire, Jimmyego i bliźniaczki jako skromną publiczność oglądającą egzekucję. Wyśmienity to koniec Dandy'ego Motta. 

Tymczasem Elza konfrontuje się z brutalną telewizyjną rzeczywistością. Zawiera faktycznie fikcyjne małżeństwo z zastępcą łowców telewizyjnych talentów, nie podoba jej się fakt, że musi reklamować paskudną kawę, nie chce też realizacji halloweenowego odcinka, w którym miałaby zaśpiewać. Pragnie uciec z doktorem, który dał jej nowe nogi, niestety ten okazuje się być ciężko chory. Mars jest coraz bardziej nieszczęśliwa i sfrustrowana, do tego wychodzą na jaw jej filmy, w których była torturowana, dowiaduje się też, że jej trupa cyrkowa została wymordowana. Postanawia więc zmienić zdanie i sprowadzić Edwarda Mordrake swym śpiewem w dzień halloweenowego programu. Dzięki temu znów choć na chwilę widzimy Twisty'ego, który twierdzi, że "boli tylko przez chwilę". Elza więc daje się Mordrake'owi zabić, ten jednak oznajmia kobiecie, że nie należy do jego grupy. Elza pada więc prawdopodobnie na zawał, a jej dusza przenosi się do Freak Show, gdzie codziennie zamordowane dziwolągi odtwarzają to samo show. Widzimy też Ethelm, która jako duch wybacza Mars to co jej zrobiła. Bohaterowie zdają się przebywać w jakimś zapętlonym czyśćcu gdzie wybacza się wszystkie zbrodnie i przewinienia, a dziwolągi zamordowane przez Dandy'ego znajdują ukojenie w swojej codziennej pracy. Ethel mówi, że nie jest tam tak źle, więc mimo śmierci bohaterów mogę stwierdzić, że ten konkretny wątek kończy się dobrze. Ale tylko dla dziwolągów, nie ma tam miejsca dla ludzi, poza "publicznością", dla której dziwolągi codziennie przygotowują spektakl. Także jest to pewien rodzaj kary za grzechy, przyznam, że dość ciężko mi to zinterpretować. 

Dla tej pani wszystko mogło się skończyć dużo gorzej. Kwestia sporna czy była bardzo złą osobą, czy po prostu samolubną, egoistyczną ale i nieszczęśliwą kobietą. 

Miło, że pokazano nam, ze Desire znalazła spokój u boku męża i dzieci, a Jimmy i bliźniaczki są na etapie powiększania rodziny (zastanawiam się, z którą z nich jest "bardziej" w ciąży i jak będzie wyglądać ich dziecko, może "szczypce" i dwie głowy?). Jest więc to sezon, który skończył się o wiele lepiej niż pierwszy i drugi. Czegoś mi w tym wszystkim może i zabrakło, ale nie do końca wiem na dzień dzisiejszy czego. Wiem za to, że w piątym sezonie może zabraknąć Jessicy Lange, za to ma pojawić się Jami Lee Curtis, a sezon ma nawiązywać do klasycznych slasherów. Czyli prace nad kolejnym sezonem już wrą, obawiam się jednak, że bez sprawdzonej obsady i najlepsza fabuła może nie pomóc. Cieszę się, że przeczytaliście moje wrażenia ze wszystkich odcinków tego sezonu, że wkręciliście się w tego rodzaju wpisy i oczekiwaliście na nie z tygodnia na tydzień. Już wkrótce będę Wam relacjonować drugą połowę sezonu The Walking Dead, z pewnością będę też omawiać to co dziać się będzie w nowych odcinkach "Gry o Tron", "Hannibala" i "Detektywa". Dzięki, że tutaj jesteście! Do następnego! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz