Filmowa biografia doktora Zbigniewa Religi była jednym z bardziej oczekiwanych polskich tegorocznych produkcji i nie zawiodła oczekiwań. Dużo już o tym dziele napisano, ale skoro było mi dane niedawno film zobaczyć to pozwolę sobie dorzucić swoje trzy grosze. Nie do końca wiedziałem czego się spodziewać, bo historię tego pana znałem bardzo pobieżnie, więc po seansie poczułem się nasycony wiedzą na temat tego człowieka po same brzegi. Postać została sportretowana w sposób wybitny przez Tomasza Kota, który w ostatnich latach kojarzył się raczej z kiepskimi, wymuszonymi produkcjami. Galeria postaci drugiego i trzeciego planu świetnie ubarwiła ten obraz Polski lat 80, w którym wszyscy niemal lekarze nałogowo palili, a klinika ekscentrycznego doktora była położona w osnutym trującymi oparami z fabrycznych kominów Zabrzu.
Film pokazuje doktora jako postać uzależnioną od pracy i z syndromem Boga, który chce ratować każde ludzkie istnienie. Każde niepowodzenie nasz bohater topi w alkoholu, a przez swój pracoholizm zaniedbuje małżonkę, będącą na skraju tolerancji wobec jego nocnych eskapad w celu sprawdzenia czegoś co mu nagle do głowy wpadnie. Uparty lekarz chce jak najszybciej zacząć działanie na własną rękę, składa rezygnację z posady w warszawskim szpitalu i w ciemno zgadza się na pomysł swojego kolegi, który oferuje mu zainwestowanie w ruderę w Zabrzu, która stała się potem kultową kliniką, w której doszło do udanych przeszczepów serca. Doktor jest postacią nie cofającą się przed niczym by zdobyć środki na odbudowanie rozpadającego się budynku.Wchodzi nawet w układy z partią kosztem złych opinii jakie potem o nim zaczęły krążyć, spotyka się też z podejrzanym facetem wyglądającym na mafiozo, który dofinansowuje jego przedsięwzięcie. Doktor stopniowo przeskakuje przeszkody na swojej drodze, każda porażka kończy się "umieraniem" i srogim kacem, kiedy jest wstawiony na jaw wychodzą jego despotyczne cechy (ileż to zwalniał swoich pracowników by następnego dnia przyjąć z powrotem?). To cud, że ma tak wyrozumiałą kobietę za żonę, która mogłaby przecież zażądać rozwodu.
Tomasz Kot odwalił kawał dobrej roboty portretując Religę, Pali jak smok, niemal w każdej scenie kiedy nie operuje. Momentami jest bardzo chaotyczny, podejmuje kilka decyzji jednocześnie, nagle zrywa się z miejsca, wysiada z samochodu, kombinuje, myśli, najbardziej skupia się paląc. Jego zdrowie jest mu obojętne, jego małżeństwo zdaje się być fikcją, najważniejsze to leczyć innych i przeprowadzić udany przeszczep serca, który staje się jego obsesją. Czasy są takie a nie inne więc wzbudza to moralny sprzeciw także innych lekarzy, media nakręcają kolejne nieudane próby, doktor jednak twardo prze przed siebie, a jeśli traci nadzieję to ma za sobą ludzi, którzy nie pozwalają mu odpłynąć w alkohol i depresję zbyt mocno. Religa miał dość specyficzne poczucie humoru i dar przekonywania, zasiewania w głowie niepokojących myśli i ostatecznie osiągania zamierzonych celów. Wizualnie Kot w zadowalającym stopniu przypomina postać którą gra. Garbi się, ma krzaczaste brwi i specyficznie mruga oczami, porusza się nieco powłóczyście, ogólnie wygląda dość ufnie i sympatycznie. Udało mu się stworzyć wiarygodnego Zbigniewa Religę, z krwi i kości więc nie zdziwiłbym się gdyby zgarnął sporo nagród, za tą kreację.
Ostatnia scena dzieła odzwierciedla uchwyconego na zdjęciu doktora Religę po w pełni udanym przeszczepie serca.
Postacie drugoplanowe starają się nie być w cieniu doktora, szczególnie Piotr Głowacki (doktor Zembala), Szymon Piotr Warszawski (doktor Bochenek) i Magdalena Czerwińska (jako żona doktora). Ich emocje i rozterki są równie ciekawe co głównego bohatera, Religa nie należał do osobowości łatwych we współpracy zarówno na polu życia zawodowego i osobistego. Najbardziej nieznośne zachowania muszą znosić z kamienną twarzą, wiedzą, że jest geniuszem, wiedzą, że w końcu mu się uda, mimo wszystko mają prawo czuć się odrzuceni (jak żona), nie mogący mieć własnego zdania (jak Zembala i Bochenek). Ciekawą postacią negatywną jest też migający na ekranie konserwatywny bezimienny (przynajmniej w filmie) gość z komisji etyki lekarskiej grany przez Ryszarda Kotysa (znanego lepiej jako pan Marian Paździoch ze "Świata według Kiepskich").
Barwnie pokazane są lata 80 pełne charakterystycznych dla tamtych czasów aut, budynków czy ubrań. Męscy bohaterowie często noszą wąsy lub zarosty, kobiety ubierają się zwiewnie i przesadnie się nie malują. Prywatki zobrazowane w kilku scenach także wyglądają autentycznie, twórcy zadbali by wszystko wyglądało prawdziwie i naturalnie. Dzięki temu film ogląda się lekko i łatwo dałem się wciągnąć w opowiadaną historię człowieka, który dokonał rewolucyjnych zmian w polskiej medycynie. Lekki humor sytuacyjny i dialogowy świetnie rozładowuje sceny dramatyczne i sprawia, że seans "Bogów" należał do jednego z fajniejszych jakie było mi dane obejrzeć w tym roku jeśli chodzi o polskie produkcje. Śmiało mogę stwierdzić, że nie ma w tym filmie fałszywych nut, jakiejś durnej propagandy, której doszukują się inni. Jest za to opowieść o człowieku z wielkim sercem i talentem. Idźcie na niego do kina póki jeszcze możecie, podejrzewam, że się nie zawiedziecie.
8/10
Byłam, widziałam! Jak dla mnie po tym filmie ciężko mi będzie przełknąć jakiekolwiek role pana Kota w kiepskich komediach...
OdpowiedzUsuńWidziałam i nie spodziewałam się, że film tak pozytywnie na mnie wpłynie. Nie było niepotrzebnego rozdmuchiwania, aktorzy zagrali wyśmienicie. Również u siebie w relacji nie mogłam nie wspomnieć o wspaniałej grze Tomasza Kota, stworzył postać wyrazistą niczym Doktor House, Pan Religa trochę amerykański, ale stworzony pod współczesnego widza, może właśnie dzięki temu tak dobrze odebrałam to widowisko. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.