Jak często oglądacie filmy tak złe, że aż dobre? Wiecie, takie co to nie mają nie wiadomo jak złej fabuły, ale wykonanie daje wiele do życzenia, aktorzy momentami perfidnie udają, że grają, a film jako całość nie ma zbyt dużej wartości lecz bawi w zaskakująco przyjemny sposób? Taki jest właśnie wchodzący do kin "Gość", który trąci po części tanim kinem sensacyjnym, niezbyt ambitnym thrillerem i w tym przypadku nawet nieco grindhousem. A jednak jest w tej halloweenowej propozycji coś wciągającego i ujmującego. Film nie dość, że wchodzi do kin 31.10 to jeszcze na ekranie zobaczycie zawzięte wydrążanie dyni, i finałową sekwencję dziejącą się przed dyskoteką z okazji wiadomego "święta".
David nie jest Davidem, nie jest też do końca człowiekiem. Jest za to intrygującym, dziwnym typem.
Kim jest tytułowy "Gość"? Przestawia się pewnej rodzinie jako David (Dan Stevens, którego z pewnością znają fani serialu "Downtown Abbey"), przyjaciel zmarłego syna państwa Peterson, z którym razem był w wojsku. Jest przystojny, rozmowny, inteligenty i bardzo silny. I źle mu z oczu patrzy. Widz przez jakiś czas będzie się zastanawiać kim lub czym jest David jako, że nie do końca zachowuje się i wygląda jak człowiek. Z początku mężczyzna zachowuje się jak przyjaciel rodziny i szybko zyskuje sympatie dzieci państwa Peterson. Ich synowi, Luke'owi pomaga poradzić sobie z nękającymi go przygłupami, córce Annie zaś wpada w oko, choć na szczęście nie do końca. Mamy więc opowieść o rodzince, która wpuściła pod swoje skrzydła kogoś kogo nie powinna, widzieliśmy to już setki razy, możemy się domyśleć, że im dalej w fabułę tym gorzej dla domowników, narzuca się więc pytanie: dlaczego mamy to oglądać? Ano dlatego, że film oferuje sporo mrugnięć do miłośników kina klasy B. Adam Wingard wyreżyserował póki co "Naprawdę straszną śmierć", "Następny jesteś Ty" i segmenty "The ABC of Death" i obu "V/H/S". Gość więc odpowiada póki co za sprawny filmowy recykling, łączy znane już od dawna elementy w całkiem smaczną choć przewidywalną całość. Wiadomo, że film będziemy oglądać dla tytułowego bohatera i zastanawiać się czy jest tylko śmiertelnikiem czy kimś pokroju Jasona lub Michaela Myersa. Będzie też sporo nielogicznych zachowań bohaterów, nieco czarnego jak smoła humoru słowno-sytuacyjnego i znakomitej na swój sposób, archaicznej muzyki z The Sisters Of Mercy i Clan Of Xymox na czele.
Stare, "oklepane" znane filmowe sztuczki w odświeżonej formule sprawdzają się nad wyraz dobrze.
Przyznam, że film rozkręca się nagle i brutalnie w ostatnich 30 minutach. Dzieje się dużo, nagle i bardzo stylowo jak na niezależną produkcję przystało. Aktorstwo jest całkiem niezłe, nazwiska mało znane, ale dla kinomana zaprawionego w boju z pewnością nieobce, poza Stevensem swoje odwalają też Sheila Kelley ("Samotnicy"), Lenard Orser ("Kolekcjoner kości", "Obcy: Przebudzenie") czy Lance Reddick ("Zagubieni", "Fringe", "Prawo ulicy"). Rzecz jasna najlepiej radzi sobie Dan, który stworzył postać tajemniczą, pozbawioną wyższych uczuć, a jednocześnie na swój dziwny sposób bardzo sympatyczną. Jego David po prostu robi to co należy. Czyli co, zapytacie? Ano sami musicie sobie zobaczyć, bo jest to propozycja godna poświęcenia halloweenowej imprezy i obadania w domowym zaciszu z kumplami lub druga połówką. Seans przedpremierowy miałem okazję zobaczyć dzięki M2Films i REBEL REBEL, za co dzięki wielkie bo bawiłem się przednio do ostatniej kwestii wypowiadanej przez jedną z bohaterek brzmiącą wdzięcznie "What the fuck?!". Sądzę, że jeśli obejrzycie "Gościa" także zadacie sobie to samo pytanie. Kawał dobrego rozrywkowego kina, polecam!
7/10
Zakończenie świetne, "Wtf?!" i ten napis GOŚĆ :D Zyskał wtedy nowe znaczenie ;)
OdpowiedzUsuń