SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

wtorek, 21 października 2014

Wiara w czasie zombie apokalipsy, czyli o drugim odcinku piątego sezonu "The Walking Dead" słów kilka.

Po ostatnim wybuchowym odcinku TWD zawrzało w sieci, posypały się komentarze, że to najlepszy opening ever więc przed twórcami było trudne zadanie by zadowolić nabuzowanych adrenaliną widzów. Epizod drugi piątego sezonu pod tytułem "Strangers" wprowadził nową, niepokojącą postać, która ma wiele na sumieniu. Do tej pory Bóg i wiara w świecie żywych trupów były praktycznie na marginesie. Tymczasem naszym ulubieńcom przyszło się zabunkrować w kościele i w pewnym sensie skonfrontować z grzechami z przeszłości. 

Czy w świecie, w którym Twój najlepszy przyjaciel nagle chce Ci odgryźć twarz jest jeszcze miejsce na wiarę w Boga i duszę? Terminus nie okazał się być sanktuarium, raczej przedsionkiem piekła opanowanym przez oszalałych, naznaczonych cierpieniem kanibali. Kościół ojca Gabriela jest niczym nie naruszona mała przestrzeń wycięta z otaczającej apokalipsy. Duchowny twierdzi, że nigdy nikogo nie zabił, ani żywego, ani martwego co od razu wzbudza podejrzenia Ricka. Gabriel twierdzi, że wymodlił sobie ratunek, zdaje się być owcą wśród wilków jakimi stali się Grimes i spółka. Problem w tym, że duchowny wcale nie jest taki święty na jakiego wygląda i czuć, że w przeszłości naraził bliskich na spotkanie z hordą nieumarłych. Być może jest też powiązany z porywaczami Beth, na samochodzie, który mija Daryla widać krzyż. Przypadek? Nie sądzę.

Ciapowaty ojciec Gabriel skrywa mroczną tajemnicę, czuje się winny tego co zrobił, ale nie jestem pewny czy nie działał z premedytacją. 

Ekipa Ricka z pewnością poszukuje nie tyle rozgrzeszenia co możliwości restartu swojego życia. Biorąc pod uwagę, że wielokrotnie złamali prawie wszystkie przykazania raczej nie liczą na odpuszczenie grzechów, w końcu piekło mają już na ziemi więc może po prostu mogliby otrzymać możliwość odpokutowania w lepszych warunkach? Póki co wybaczają sobie nawzajem i próbują odbudować zburzone relacje. Takie miejsca jak kościół z pewnością przypominają im, że kiedyś wierzyli lub próbowali wierzyć, nim jeszcze apokalipsa nie rozpoczęła się na ich oczach. Sądzę, że wątek z Gabrielem zaznaczy w pewnym stopniu postrzeganie Boga i religii przez Kirkmana i twórców serialu. Duchowny panicznie obawia się o swoje życie,  być może wierzy w to, że za to co zrobił Bóg zesłałby jego duszę w czeluści piekielne, być może już dawno utracił wiarę i tylko udaje by jak najdłużej pozostać przy życiu. Prawdę poznamy prawdopodobnie w kolejnych odcinkach. 

Twórcy już od pierwszego sezonu przyzwyczajali nas do tak zwanej ciszy przed burzą. Jeśli komuś wiodło się zbyt dobrze to szybko padał ofiarą wygłodniałych nieumarłych lub osób pokroju Gubernatora. Pałeczkę po jednookim przejął Gareth, postać bardziej poukładana, praktyczna i mająca na celu jedno - zjeść ekipę Ricka. Bob, który prawdopodobnie został ugryziony trafia więc jako jedno zdać w łapy tych, którzy przeżyli ostrzał Terminusa. Co ciekawe jest wśród nich typek, którego ponoć zatłukł Tyreese. który jak widać wciąż nie potrafi zabić człowieka. Zastanawiam się, abstrahując od komiksu, czy jest jakaś zależność między Garethem i Gabrielem, czy jest jakakolwiek szansa, że się znali i weszli w jakiś układ. To mogłoby być sporym mindfuckiem, których przecież twórczy nam nigdy nie skąpili. 

Bob wylądował w obozie kanibali. Na początku widzieliśmy go w dobrym nastroju u boku Sashy. To kolejny dowód, że w świecie TWD  panuje zasada, że zanim zobaczymy bardzo tragiczne wydarzenie twórcy "zamydlą" nam oczy radosną scenką rodzajową. 

Bohaterowie TWD momentami bardzo mocno nie grzeszą rozsądkiem. Bob w sumie sam jest sobie winny swojego losu, trzeba było nie oddalać się od grupy. Z drugiej strony prędzej czy później wyszłoby na jaw co tak naprawdę stało się podczas walki z "błotnymi zombiakami". Jedno jest pewne, kolejny odcinek będzie przypominać zabawę w kotka i myszkę. Wiemy już, że Gareth nie spocznie, póki nie upoluje sobie wszystkich smacznych kąsków. Mam nadzieję, że grupie kanibali zostanie poświęcone więcej uwagi, filozofia dowódcy grupy jest całkiem ciekawa, być może niezbyt daleka od Hannibalowej. Oczekuję emocjonującej rozpierduchy w najbliższych odcinkach i rozwiązania zagadki pod tytułem "gdzie do cholery jest Beth"? Póki co piąty sezon uważam za najlepszy, dynamicznie rozplanowany i pełen niedomówień. A o takich smaczkach jak muzyka na początku tego odcinka to chyba nawet nie muszę wspominać. Miód dla uszu. Oby tak dalej! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz