Bardzo ciepło przyjęliście poprzednie zestawienia poświęcone teledyskom Marylina Mansona i Rammsteina, atakuję więc odcinkiem trzecim prezentującym zakręcone dokonania grupy Die Antwoord, która wystąpi już w przyszłym miesiącu w Warszawie. Mnie tam nie zabraknie, nie zobaczyć na żywo takich osobowości byłoby srogim przewinieniem. Zapraszam do czytania! P.S. W następnym wydaniu teledyski grupy Tool!
5.RICH BITCH (2011). Troszkę pastisz takich opowieści o tym jak to się staje bogatym i z biedy wychodzi. Yo-Landi jest absolutnie seksownym stworzeniem i nieważne jak głupią minę by zrobiła i tak jest cudna, więc jako bogata sucz sprawdza się idealnie. Kawałek prześmiewczy i po prostu zabawny. A okulary Hi-Teka i Ninja mają przekozackie.
4.I FINK U FREEKY (2012). Czyli specyficzne wyznanie miłości do fanów ubrane w teledysk godny co najmniej The Prodigy, którzy swoje zestawienie też wyrwą. Tańce połamańce i Yo-Landi tak jak ją bogowie stworzyli. Sam klip rzecz jasna jak to u nich pełen symboli zrozumiałych za pewne tylko dla nich i całej ekipy siedzącej w ZEF.
3.EVIL BOY (2010). Dla wszystkich niezorientowanych o co chodzi w klipie. To nie jest gloryfikacja męskiego przyrodzenia, przynajmniej nie sensu stricte. Zwrotka rapującego gościnnie Wanga traktuje bowiem o przymusowym obrzezaniu, które jest dokonywane w niektórych afrykańskich plemionach. Ma to być symbolem przejścia z okresu dojrzewania do bycia mężczyzną. Problem w tym, że taki zabieg odbywa się w warunkach mało sanitarnych i często za pomocą jednego narzędzia co doprowadza do zakażeń i w konsekwencji śmierci. Jest to więc nic innego jak protest song opatrzony wyrazistym i wymownym teledyskiem.
2.FATTY BOOM BOOM (2012). Niewybredna kpina z Lady Gagi. No i na moje oko pokazanie jak widzą rodzinny kraj Die Antwoord ludzie z zewnątrz i jak go sobie wyobrażają. Strasznie to kolorowe i psychodeliczne i w jakimś sensie... hmmmm... sportowe? Takie hity powinny być na mistrzostwach a nie jakaś Shakira. Plus chyba najdziwniejszy poród jaki widziałem od dawna. Chętnie poznałbym ich dilera.
1.PITBULL TERIER (2014). Formalnie chyba najbardziej porąbana rzecz jaka im wyszła jeśli o fabułę chodzi. Hołd złożony Kusturicy i jego klasycznej komedii "Czarny kot, biały kot" i piosenki się w nim pojawiającej. Hardy beat Hi-Teka, Ninja jako najgroźniejszy pies jakiego widziałem w ludzkiej skórze i magiczny pocałunek Yo-Landi odganiający fajnie ukazaną śmierć. Plus to fruwanie z wysokich budynków. Nie ma na nich mocnych. Grupa z niepowtarzalnym stylem słuchana przez rozmaitej maści publikę. Ten koncert będzie przegruby!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz