Dziś spróbuję obalić tezę, że Japonia to "ciota i chuj". Nie udowodnię natomiast, że jaranie się nią to nie "pedalstwo", gdyż sam się nią nie jaram. Po prostu widzę, że niektóre filmy animowane z Kraju Kwitnącej Wiśni są bardzo dobre. I tyle. I moim zadaniem jest je po prostu wskazać. Zapraszam do czytanki i zaznaczam, że kolejność filmów jest totalnie przypadkowa.
SPIRITED AWAY: W KRAINIE BOGÓW (2001, reż. Hayao Miyazaki)
Trzeba być bardzo upartym i odpornym na japońszczyznę by choć raz o tym filmie nie słyszeć. Nagrodzona Oscarem animacja mistrza Miyazakiego, która nawiązuje do takich klasyków jak "Alicja w krainie czarów" czy "Czarnoksiężnika z krainy Oz". To piękna baśniowa opowieść o dziewczynce szukającej lekarstwa dla swoich przemienionych w świnie rodziców. Od tego filmu polecam zapoznawanie się z japońską animacją każdemu w temacie totalnie zielonemu.
GROBOWIEC ŚWIETLIKÓW (1988, reż. Isao Takahata)
Był kiedyś taki kanał w tv co się Hyper nazywał i grom komputerowym był poświęcony. A po godzinach leciały japońskie klasyki w tym właśnie ten opowiadający dramatyczną historię rodzeństwa podczas drugiej wojny światowej. Jeśli jakaś japońska animacja łapie za serducho i wyciska łzy to jest to właśnie ta. Mistrzostwo.
AKIRA (1988, reż. Katsuhiro Ohtomo)
Kolejne wiekowe już dzieło, kultowe w pewnych kręgach. W wyniku eksperymentów gość z gangu motocyklowego zdobywa nadnaturalne zdolności nad, którymi nie potrafi zapanować. X-Men anyone? Warto zagłębić się w losy Testuo, Kanedy i poznać tajemniczy projekt Akira. Kawał świetnej animacji i fabuły w jednym.
GHOST IN THE SHELL (1995, reż. Mamoru Oshii)
Steampunk. Matrix. Poszukiwania bardzo niebezpiecznego hakera. To wszystko to słowa klucze do jakiegokolwiek zarysowania fabuły tym dziele. Wiadomo, że Matrixa jeszcze nie było, kiedy to dzieło miało już status kultowego. Nie ma tu zbędnego wydziwiania i ładowania japońskiej symboliki, jest za to jak na moje oko puszczanie oczka do fanów takich produkcji jak Pamięć Absolutna czy Łowca Androidów. Klasyka s-f moi drodzy, bez dwóch zdań.
PAPRIKA (2006, reż. Satoshi Kon)
Gdyby autorzy tej animacji chcieli wywołać burzę i kogoś o podkradzenie pomysłu oskarżyć to pod pręgierz poszedłby Christopher Nolan, gdyż "Paprika" ma w sobie bardzo podobny flow do "Incepcji". Nowy rodzaj psychoterapii, w którym wysyła się detektywa do snu danej osoby? Brzmi znajomo prawda? No ale to wiecie, to nieco inny rodzaj snu, to jest japoński sen także przygotujcie się na wszystko.
KOCIA ZUPA (2001, reż. Tatsuo Sato)
Kochacie Salvadora Dali? Uwielbiacie badać zawiłe ścieżki jakie wiodą do zrozumienia surrealizmu? Ten film jest dla Was. O tym jak małej ślicznej kotce duszyczkę śmierć zabrała i razem z braciszkiem ruszyła by ją odzyskać. Ostra jazda w naprawdę odlotowej kresce i z silnie ryjącymi obrazami.
METROPOLIS (2001, reż. Rintaro)
Ach, ten film to także smak mojego dzieciństwa. Wzruszająca historia przyjaźni chłopca i dziewczynki, która jest robotem, a chciałaby być człowiekiem. Jeśli komuś podobało się klasyczne, czarno-białe "Metropolis", niech bez oporów sięgnie i po to dzieło.
VAMPIRE HUNTER D: ŻĄDZA KRWI (2000, reż. Yoshiaki Kawajiri)
W dobie "Zmierzchu" i stępienia wampirzych kłów warto zwrócić uwagę na ten wyróżniający się świetną ostrą kreską film o pogromcy wampirów. Ma już swoje lata, ale dzięki swojemu egzotycznemu jak dla nas sznytowi jest wciąż bardzo atrakcyjna i świeża.
PERFECT BLUE (1997, reż. Satoshi Kon)
Jarają Was krwawe thrillery? Giallo? Lekko Lynchowskie skrzywienia? To wszystko znajdziecie w tym dziele, które jest zajadłą krytyką telewizji i dążenia do kariery za wszelką cenę. Mroczna, psychodeliczna atmosfera może nieźle siąść na bani, no ale w końcu skoro czytacie te słowa to chcecie ją sobie zryć.
RUCHOMY ZAMEK HAURU (2004, reż. Hayao Miyazaki)
Tak jakoś wyszło, że na otwarcie Miyazaki i na zamknięcie również. Kolejna bardzo mądra opowieść, tym razem o dziewczynce szukającej utraconej pod wpływem magicznej klątwy młodości. A postać samego Hauru jara do dziś moją drugą, lepszą połówkę. Także warto obejrzeć dla takiego ciacha jakim jest Hauru.
Tym, którym się podobało mogę obiecać część poświęconą serialom, tym którym się nie podobało po prostu nie polecam czytania go, bo raczej wiele nie zmieni.
Brakuje mi tu jeszcze "Mononoke Hime" Miyazakiego, ale dwa podane tytuły są w mojej zdecydowanej czołówce, więc wybaczam :) "Vampire Hunter D" także zalicza się do moich ulubionych, dobre tytuły, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo niestety coś za coś, też ubolewam za brakiem Mononoke bo bardzo lubiłem za dzieciaka, jednak ostatecznie się nie zmieściła :)
OdpowiedzUsuńCiekawa lista, aczkolwiek nie można powiedzieć, że GITS to steampunk, bo nim nie jest ;) Jest to cyberpunk. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń