SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

niedziela, 1 lutego 2015

25 najgorszych polskich filmów, czyli THE WORST OF 1994 - 2014.

Wydawać by się mogło, że przez ostatnich kilka lat polskie kino stoczyło się do rynsztoka, a na polskie filmy już nikt do kina nie chodzi. BŁĄD. Po prostu dokonania polskich filmowców są komentowane przez pryzmat kampanii promocyjnych strasznie tandetnych gówien, na które jacyś szaleńcy wykładają hajs i cieszą się, że gawiedź gustu pozbawiona drepcze masowo na te pożal się Boże gnioty, które pokazują wyidealizowane historyjki miłosne, albo durne stylizowane na amerykańskie, bądź co gorsze brytyjskie (!!!) komedie sensacyjne. Polski horror leży i kwiczy, polski thriller... cóż tu sprawa ma się nieco inaczej, bo zależy w jakich kategoriach taki "Dom zły" czy "Pokłosie" rozpatrywać. Ale o dobrych filmach będzie w lustrzanym wpisie poświęconym 30 najlepszym moim skromnym zdaniem produkcjom jakie zaserwowano nam dawno i niedawno. A tymczasem lista absolutnego chłamu, którego powinniście unikać. Wierzcie lub nie, jeśli ktoś wręczy Wam DVD z którymś z tych dzieł to znaczy to jedno: życzy Wam raka, ewentualnie eboli lub "wypadku" w drodze do pracy czy domu. Takiemu "kinu" mówię stanowcze NIE! W zestawieniu pozwoliłem sobie pominąć wszelakie komedie romantyczne, muzyczne, syfilistyczne i silenie się na robienie komedii sensacyjnych bądź dokładanie do znanych tytułów numeru 2. Było z czego wybierać, pewnie części z Was czegoś tam będzie brakować, a ktoś się obruszy, że ze dwóch filmów nie skumałem i że jestem na nie za głupi. Cóż, nie moja to  sprawa, miłego czytania. 

P.S. Filmy są ułożone w porządku CHRONOLOGICZNYM!


25.OCZY NIEBIESKIE (1994, reż. Waldemar Szarek). Nic się tak właściwie w tym filmie nie dziej. Ciągnie się jak flaki z olejem, historia jest absolutnie nieinteresująca i sztampowa. Jest sobie parka, jej matka się nie zgadza by spotykała się z typem. I tak całość się kręci wokół tego ich związku. Za całość odpowiada pan Waldek S, współtwórca sukcesów  Barw szczęścia, M jak miłość czy Na dobre i na złe. Unikajcie też jego Spony i koszmarnego, szkolnego To my.

24.DRZEWA (1995, reż. Grzegorz Królikiewicz). Ja wiem, że miał być moralitet. że pro ekologiczne przesłanie. Ale no bez jaj, horror, w którym drzewa się buntują przeciwko ich złemu traktowaniu i zaczynają przygniatać ludzi i tym samym ich zabijać. Trochę przeginka, a może jestem za durny by pojąć te mądrości poutykane między wierszami. Tak czy siak jedna z większych kił roku 1995. 

23.SZAMANKA (1996, reż. Andrzej Żuławski). Nie dałem się nabrać na ten pseudo filozoficzny bełkot. Gówno pozostaje gównem, nawet jeśli na pokładzie łodzi zbudowanej z niego dryfuje Linda, który zagra wszystko. Pani Petry, która grała główną rolę kobiecą potem słusznie leczyła się w psychiatryku i już nigdy się na dużym ekranie nie pojawiła. Ja kumam, że to miało być nawiedzone, dziwne i pełne pojebanego erotyzmu, ale to jest po prostu złe, niestrawne i niesmaczne i wkładanie zeszytu między poślady tego nie zmieni. Jak już macie coś jego oglądać to niech to będzie Opętanie, Diabeł albo Trzecia część nocy

22.WIRUS (1996, reż. Jan Kidawa-Błoński). Czarek Pazura rzadko pojawia się w ciężkich niewypałach (ewentualnie sam je kręci vide "Weekend"). W tym absurdalnym dziele zajmuje się zdobyciu pewnej dyskietki, konkuruje z własnym bratem (dosłownie i w przenośni, jego arcywroga gra Radosław), bije a potem przeprasza panią widoczną na screenie i ogólnie jest to niemiłe dla oka poplątanie z pomieszaniem. Dodam jedynie, że w filmie pokazana jest "rewolucyjna" gra komputerowa, która rozłoży Was na łopatki (bądź sprawi sprawi, że wyplujecie szczęki ze śmiechu). Panie Kidawa, dobryś pan reżyser, mam nadzieję, że nie płaczesz pan po dziś dzień bo stworzyłeś taki badziew. 

21.PROSTYTUTKI (1997, reż. Eugeniusz Priwieziencew). Nie powstał jeszcze dobry film w naszym kraju o paniach lekkiego obyczaju (nope, "Galerianki" to nie jest dobry film). Ten w dodatku zdaje się składać z pozlepianych bez sensu scen, jakby ktoś podrzucił karki scenariusza wysoko wyyyysoko w powietrze, poczekał aż rozproszą się gdzie się da, a następnie pozbierał w przypadkowej kolejności a dla niepoznaki ponumerował na nowo. Chaos, bzdury, czasem cycki, i dla ozdoby Kasia F.  Pan Eugeniusz mógł jednak zostać przy aktorstwie, bo o reżyserii pojęcia nie miał. Taki potworek, którego powinniście omijać, chyba, że oglądacie wszystko co ma cycki. Wtedy moja opinia Was ani nie przekona, ani nie powstrzyma. 

20.OPERACJA KOZA (1999, reż. Konrad Szołajski). Ona to on, on to ona. Takie to śmieszkowe i zerżnięte z amerykańskich formatów. Bierzemy Lubaszenkę i Gawryluk i zamieniamy osobowościami i patrzymy cóż za żarciki z tego wynikną. No ale z tego co pamiętam to wyszło dość srogie zażenowanie i opad rąk po zakończeniu oglądania. To ten typ topornej komedii, która może rozbawi zwolenników rubasznego humorku, Wprawiony widzi raczej ziewnie kilka razy i (mam nadzieję) szybko zapomni o tym wykwicie polskiej kinematografii. 

19.ENDURO BOJZ (2000, reż. Piotr Starzak). Film o dwóch motocyklistach co to odwalają coś o czym widz w natłoku bredni zapomni w trakcie seansu. Sobie tak jeżdżą i jeżdżą i uciekają przed policją i te ucieczki są tak strasznie nieciekawe i ten były Michał z "Klanu" taki zmęczony tą ucieczką i tak bardzo nijaki jest to film bo ani jako dramat się nie sprawdza, ani jako sensacyjny akcyjniak i w sumie nie wiadomo do końca dla kogo to marnowanie taśmy powstało. Koniec pastwienia się nad tym niewypałem (takie rzeczy lubią wybuchać w twarz niespodziewanie więc zmykam i przechodzę do... jeszcze gorszej mielizny, ech). 

18.GOLASY (2000, reż. Witold Świętnicki). Widzicie minę tej pani. Widz może mieć podobnie "WTF?" na gębie podczas oglądania paradokumentalnej "komedii" o życiu pracowników pewnego biura. Tak se żyją i żyją tylko, że nago żyją. Dużo nieapetycznych widoków nie skazywałoby tego filmu na banicję gdyby puenta była jakaś, gdyby nie było pseudofilozofii ponoć kryjącej się za obnażeniem naturszczyków. Chyba jeden z największych koszmarów roku zerowego, nad którym słusznie wisi aura milczenia i za pomnienia. 

17.WIEDŹMIN (2001, reż. Marek Brodzki). Okej, z koneserami się kłócić nie zamierzam, film ma swoje grono fanów przymykających oko na niedociągnięcia (ekhm, delikatnie mówiąc) efektów specjalnych (smoooook!!!) jednak jak na adaptację prozy Sapkowskiego to wyszło blado mimo klimatu tego typu produkcji (wyznacznikiem jak najbardziej jest tu serial "Tajemnica sagali"). Żebrowski nie był zły, muzyka Ciechowskiego miodzio, ale no generalnie wyszła porażka bez ładu i składu, którą nieco rozbudował i uzupełnił brak logiki serial, który ukazał się w 2002 roku. Był on całkiem zjadliwy i podczas seansu bawiłem się nie najgorzej w przeciwieństwie do filmu, który notabene składa się z pociętych scen z serialu. 

16.GULCZAS, A JAK MYŚLISZ? (2001, reż. Jerzy Gruza). Popularność "Big Brothera" miła dla polskiego kina katastrofalne skutki. A pan Jerzy Gruza powinien za te niemiłosierne gówna mieć zakaz kręcenia czegokolwiek (panie Jerzy, po tak znakomitych "Tygrysach Europy" taki kał? Why?). Obsadzenie niezbyt rozgarniętego Gulczasa w roli jakiegoś guru, którego wszyscy pytali o zdanie to był przykry absurd, zły sen na jawie, przedłużanie życia fikcyjnym celebrytom, o których dziś już właściwie nikt nie pamięta (poza nieszczęśnikami zajmującymi się tego typu zestawieniami). Wątki poboczne są debilne, aktorstwo zerowe, dialogi lepsze są w "Piesku Leszku". Nie mam bladego pojęcia kto wyłożył hajs na realizację kontynuacji o przygodach tego kosmoluba omawianej poniżej. Podejrzewam, że ci sami co opłacili filmy Pujszo i "Kac Wawę", czyli kosmici. 

15.YYYREEK!!! KOSMICZNA NOMINACJA (2002, reż. Jerzy Gruza). Czy mogło być gorzej? Ano mogło. Yrek ma być ogierem rozpłodowym kosmitów i w dupie ma rodzinę, bo przecież to kosmiczna nominacja do kopulacji. Ni chuja się tutaj nic ze sobą nie klei, śmieszniejsze dowcipy serwował swego czasu Tadek Drozda, a kontynuuje je po dzień dzisiejszy prowadzący "Familiadę". Jeśli jakimś filmem można wywołać zatwardzenie to z pewnością tym. Tak paskudnej produkcji doczekaliśmy się właściwie przy okazji nieszczęsnej "Kac Wawy", której to nazwę nieprzypadkowo podrzucam w kontekście tego zestawu najczęściej. 

14.ARCHE. CZYSTE ZŁO (2002, reż. Grzegorz Auguścik). Pomysł może i był ciekawy, ale wyszło bardzo, bardzo źle. Polska filmowa fantastyka, to nie jest coś czym byśmy się mogli pochwalić na świecie. Zastanawiam się czy Robert Gonera, który jakiś czas wcześniej rozpierdalał system w "Długu" po prostu robił przysługę znajomym czy też jakiś tam pieniążek za to zgarnął. Co do fabuły to trudno ją mi tu przytoczyć bo jest ostro chaotyczna i dzieje się gdzieś tak od środka w grze komputerowej. Do tego jakaś klątwa, obce języki, generalnie bullshit wywołujący zażenowanie na pysku. Unikajcie jak ognia. 

13.POLISZ KICZ PROJEKT (2003, reż. Mariusz Pujszo). Patrzenie na sam ten screen boli. Wspominanie faktu, że była jeszcze kontynuacja boli jeszcze bardziej. Te panienki, które mają pustkę w oczach i sztuczne uśmieszki. Ten pan Mariusz i jego koleżka stylizujący si na luźnych chłopaków. Taaaaa miał być pastisz, miało być z humorkiem. Cóż, filmy Tigera i Kobry mają więcej polotu niż ten niemiłosiernie męczący szajs. Każda złotówka wpompowana w to przedsięwzięcie powinna zostać wyduszona z realizatorów i rozdana potrzebującym. Podobnie zresztą jak te wpompowane w film znajdujący się na pozycji 11. 

12.RH + (2004, reż. Jarosław Żamojda). Ani już między nami nie ma i trochę mi smutno, że nie pozostawiła po sobie zbyt wielu filmów godnych naszej uwagi. Bo grała dobrze, niestety często w baaardzo złych produkcjach. Takich jak ta, która niby jest thrillerem, a ciągnie się jak flaki z olejem. Brak tu wyrazistych bohaterów, w sumie to i brak głównego wątku, za to dużo pierdolamento o, którym szybko się zapomina. Do tego Michał Figurski, który prezenterem radiowym może był i spoko, ale aktor z niego żaden. Nic dziwnego, że film utonął w pomrokach dziejów. 

11.LEGENDA (2005, reż. Mariusz Pujszo). Horror po polsku. I to taki bardziej o duchach. Czyli praktycznie ani straszny, ani nawet nie psychologiczny. Wiecie, taki w których laski zaczynają znikać, a krąg podejrzanych zmniejsza się wraz z kolejnymi zgonami. No panie mogą być nieprzeciętnie dumne z posiadania tego filmu w swoim portfolio. Z trzech filmów jaki popełnił pan Mariusz ten jest w sumie jego najlepszym, ale to wciąż trochę jak napisać, że Jaś ładnie rysuje ale i tak ma raka. Spalić wszystkie kopie tego gówna i rozsypać na wszystkich kontynentach. 

10.RYŚ (2007, reż. Stanisław Tym). No nie udał się ten żarcik Tymowi. Żerując na kultowym statusie "Misia" Barei stworzył własną wizję losów pana Ochódzkiego co to mafiozowi sporo hajsu wisi. Wyszedł z tego niezły kanał i rozczarowanie roku 2007 bo akcja promocyjna była całkiem gruba, a hasło promocyjne bełkotało coś o tym, że "Wszystkie Ryśki to fajne chłopaki". I tyle w sumie z tego zapamiętałem. Głowa odpadła temu rysiu, wraz z nią wszystkie ciekawe pomysły. Cóż, zdarza się nawet najlepszym. 

9.NIERUCHOMY PORUSZYCIEL (2008, reż. Łukasz Barczyk). Obrońcy tego dzieła powołują się na istotny fakt, że większość scen tak naprawdę dzieje się w głowach bohaterów, a całość ma o wiele bardziej skomplikowany wydźwięk niż się wydaje. Cóż, widocznie mam za niskie IQ by pojąć głębię tego gnębiącego mózg obrazu. Frycz burczy i furczy, Żukowska daje się gwałcić i maltretować, a Chyra zdaje się nie do końca wiedzieć co tam robi. Wykonawczo jest bez zarzutu, można wręcz stwierdzić, że realizacja stoi na bardzo wysokim poziomie. Cóż, fabularnie jednak się to kupy nie trzyma, pan Barczyk zapragnął być chyba polskim Lynchem i wyszło jak wyszło. Ponoć "Hiszpanką" też świata raczej nie zawojuje, choć napiszę o tym dziele jak się z nim za czas jakiś uporam. 

8.ZAMIANA (2009, reż. Konrad Aksinowicz). Podobny przypadek jak z "Operacja koza". Zamiana osobowości. Czyli władczy mężczyzna zamienia się osobowością ze swoją szarą żoną. Już pomijam fakt, że w obsadzie jest Gąsowski, który jest koszmarnym aktorem, a i Grażynka z formy wypadła jakiś czas temu. Film jest krótko mówiąc szary, rzecz jasna jak na polską komedię przystało nie bawi i drażni swoją nijakością. Nie polecam jeśli cenicie sobie swój czas wypoczynku i relaksu. 

7.CIACHO (2010, reż. Patryk Vega). Oj panie Vega. Pan to tak na zmianę kręcisz. Tym razem film po którym można jedynie westchnąć "znowu się nie udało". Bez wyczucia to wszystko i bez smaku, i nie wkręcajcie mi, że "Ciasny Wiesiek" ratuje sytuację. Do tego sprawdzona obsada marnująca rujnująca filmy: Karolak, Liszowska czy Trzebiatowska. Nie wiem czy jest sens przytaczania fabuły, powinno Wam wystarczyć hasło reklamowe "Wreszcie prawdziwa komedia". Prawdziwą komedią to była "Seksmisja", "Ciacho" koło komedii to nawet nie leżało. 

6.1920 BITWA WARSZAWSKA (2011, reż. Jerzy Hoffman). Ummmmm... Szyc i Urbańska. Opcjonalnie możecie sobie tutaj wstawić zdruzgotaną "Bitwę pod Wiedniem" bo to podobny poziom historycznej kiły. O jeden film historyczny za daleko. Tego nie tykajcie, raczej zerknijcie sobie na "Miasto 44", "Kamienie na szaniec", "Jutro idziemy do kina" czy "Katyń". Ja wiem, że Hoffman chciał dobrze, ale wyszedł koszmarek, o którym po dziś dzień staram się zapomnieć. 

5.WYJAZD INTEGRACYJNY (2011, Przemysław Angerman). I kolejny znakomity film z Karolakiem, Fryczem czy Glinką. Jeśli tak wyglądają wyjazdy integracyjne to współczuję wszystkim, którzy kiedykolwiek na takowym byli. Zdobywca zasłużonych Węży (polskie Złote Maliny) za najgorszy film roku i - uwaga, uwaga - występ poniżej godności dla Jana Frycza. Plakat groźnie głosił, że to "Suma wszystkich kaców" i coś jest na rzeczy, od oglądania może rozboleć głowa, zęby, oczy, uszy i właściwie wszystko. Jedno z tych jakże wybitnie pogrążających kinematografię polską dzieł. Ma-sa-kra. 

4.KAC WAWA (2012, reż. Łukasz Karwowski). Gdyby to nie był chronologiczny ranking to byłoby miejsce pierwsze jak w banku. Raz, że to takie żerowanie na sukcesie "Kac Vegas", dwa to obraz Karwowskiego ("Południe-Północ" tak więc kręcić potrafi) nie ma w sobie nic choć w jednej setnej tak zabawnego jak napisy początkowe filmu Todda Phillipsa (które niczym szczególnym się nie wyróżniają, hmmm). No chyba, że za śmieszne uznacie pojawienie się Karolaka gadającego w obcym języku czy Miśka Koterskiego (tak po prostu, bez większego powodu). 

3.OSTRA RANDKA 3D (2012, reż. Maciej Odoliński). Ostro to jest ten film spierdolony i nic dziwnego, że się Węże posypały. Już trailer zapowiadał gniot i pół amatorską próbę zaimponowania fanom kina sensacyjnego. Paweł Wilczak zupełnie nie ma pojęcia co tam robi i ratuje się tym czym zawsze - udawaniem tego złego. A losem wkurwiającej bohaterki po jakimś czasie przestajemy się przejmować i chcemy by ten dramat jak najszybciej się skończył. Głęboko wierzę, że po "sukcesie" tego kaszalota pan Odoliński oszczędzi polskiej kinematografii swoich produkcji. 

2.LAST MINUTE (2013, reż, Patryk Vega). Ten film jest tak bezdusznie miałki i zbędny. Niby pokazujący przeciętną polską rodzinę jako bandę polaczków zagranicą, ale w tak boleśnie stereotypowy sposób. Boli mnie, że musiałem umieścić tu aż dwa dzieła Vegi, którego cenię za "Pitbulla" i "Służby specjalne". Ach... i mam prośbę. Bierzcie Mecwaldowskiego do lepszych produkcji, z Kota Religę zrobiliście to i z niego możecie coś ciekawego wycisnąć. Serio, serio. Oby mniej takich nieśmiesznych zapychaczy jak ten. Meh. 

1.DŻEJ DŻEJ (2014, reż. Maciej Pisarek). Zżyna z "Ona" Spike'a Jonze. Główny bohater daje się uwieść GPS-owi co wbrew pozorom nie jest zabawne i zmusza widza do cierpkiego grymasu. W sumie powód odstraszający by tego nie oglądać zerka się na nas z plakatu promocyjnego. Szyc od ładnych paru lat do spółki z Karolakiem są wyznacznikiem złego smaku w polskiej kinematografii. oglądanie filmów z tym panem spokojnie sobie można darować po odbębnieniu seansu całkiem ciekawej "Wojny polsko-ruskiej". I to by było na tyle na dziś. Jak zwykle dzięki, że zajrzeliście i poczytaliście, do następnego! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz