SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

czwartek, 25 grudnia 2014

STANLEY GLĘDZI: Podsumowanie muzycznego roku 2014!

Jakiś czas temu zapoznaliście się z moim podsumowaniem filmowym tego roku. Sami także na fanpage wybieraliście swoje ulubione dzieła ze wskazaniem na Grand Budapest Hotel, Zaginioną dziewczynę, Interstellar, Strażników galaktyki i nowych X-Menów. Za najlepszy polski film zgodnie uznaliśmy Bogów, drugie rozdanie kart na naszym podwórku przypadło Idzie, która ma szanse na Oscara. Działo się dużo i intensywnie, chciałbym podziękować w tym miejscu wszystkim, którzy wspierają moją blogową działalność i czytają stale wypociny na rozmaite tematy. Dla tych, którzy interesują się także muzyką, szczególnie tą mocniejszą przygotowałem bardzo subiektywny ranking płyt, które wciągnęły mnie na długie, długie miesiące. Zapraszam do czytania! 

Na polskiej scenie dużo się działo, było w czym  przebierać i nad czym się zachwycać. Acid Drinkers zgrabnie zerknęli w swoją przeszłość, Mariusza Duda zaprezentował trzeci rozdział opowieści snuty pod banderą Lunatic Soul, nie próżnowały legendarne Turbo i CETI, ale z mojego punktu widzenia najwięcej działo się na podwórku ekstremalnym. Czy się to komuś podoba czy nie, karty rozdawały grupy i projekty, które nie pojmują metalu zbyt ortodoksyjnie. O tym co ekscytowało mnie najbardziej słów kilka poniżej! 

10.HEGEMONE - Luminosity. Post metal po polsku to już nie tylko Blindead i Obscure Sphinx, ale także Fleshworld czy młoda ekipa z Hegemone, która co prawda nie przesuwa żadnych granic gatunku, ale prezentuje świeże podejście do długaśnych, wielowątkowych kompozycji jakże charakterystycznych dla tego typu grania. Najbliżej im chyba do wibracji panujących w Cult Of Luna, rzecz jasna mają jeszcze przed sobą długą drogę, ale wierzę, że skopią nam tyłki i będzie o nich głośno. Wśród ciekawych tegorocznych dokonań młodych gniewnych pozwolę sobie też wymienić nowe albumy Defying i Hyperal z moich okolic. Warto się nimi zainteresować.
9.WITCHMASTER - Antichristus ex Utero. Jeśli chodzi o pierwotny, intensywny muzyczny wpierdol to w tym roku nie mają sobie równych. Inferno na garach masakruje w pięć sekund, złowieszcze,  siarczyste brzmienie kopie leżącego już słuchacza. Ale nie martwcie się to dość przyjemny ból, taki do którego chętnie powrócicie. Szatan się cieszy jak tego słucha, Antychryst na spokojnie mógłby galopować do nas przy takich dźwiękach.

8.VADER - Tibi Et Igni. Niby nic nowego w obozie starych wojowników, a jednak japa się cieszy, bo to krążek znacznie ciekawszy niż takie "Necropolis", które wydawało się wypalone z ciekawych pomysłów i "Welcome to the Morbid Reich", które było krążkiem bardzo dobrym, ale zachowawczym. Tymczasem ognisty podmuch Petera i spółki w takim Hexenkessel, In The Eyes Of The Abbys czy The End jest nawiedzony przez progresywnego ducha co dało znakomity, odświeżający formułę efekt. Oby ten kurs się utrzymał jak najdłużej. No i życzę by skład się nie sypnął, Pająk dorzuca w nim swoje znakomite trzy grosze.

7.KRIEGSMASCHINE - Enemy of Man. Blackowa smoła wymieszana z post metalowym transem ala Neurosis. Bije od tego autentyczna groza, nienawiść i mrok (jakkolwiek to słowo zostało przez lata wyświechtane i zdewaluowane tak tutaj pasuje idealnie). Maszyna wojenna po prostu jest tutaj napędzana bardziej wyrafinowaną cieczą, dzięki czemu obcujemy ze złem wielowymiarowym. Zauważyłem, że większości kapeli blackmetalowych z naszego podwórka taki lifting wyszedł na zdrowie. Słuchając "Enemy of Man" można się zatracić w chaosie i zapomnieć o przygnębiających wykwitach pokroju Nekromer czy Northern Plague.

6.MOROWE - S. Nihil w tym roku nie próżnował. Druga płyta Morowe jest tak diametralnie inna od "Piekło. Lairynty. Diabły", że wcale bym się nie zdziwił, gdyby wydał ją pod nowym szyldem. Pogmatwane, dość mocno oderwane od rzeczywistości teksty, muzyka black metalem się raczej wspierająca niż na nim oparta. Takie to dziwne i jakoś kojarzące mi się z "Dziadami" Mickiewicza w jakiś sposób. Na pewno jest to dzieło oryginalne i niełatwe w odbiorze, wymagające od słuchacza uwagi i kolejnych szans. Nie obiecuję, że zrozumiecie co autor miał na myśli, ale czasu na słuchanie z pewnością nie zmarnujcie.

5.THAW - Earth Ground.  O ile większość ekip blackowych ciągnie w stronę post metalowego łomotu, tak Thaw bliższe są drone'owe odjazdy nadające ich muzyce schizofrenicznego odjazdu. Rozmyte w pogłosie gitary, wypuszczone swobodnie dźwięki rozchodzące się niczym fala na okładce. Miło obserwować rozwój takich kapel jak ta, szczególnie, że uwali się praktycznie znikąd i nagle do spółki z Entropią namieszali na rodzimej scenie. Nie spuścili z tonu, nie złagodnieli i z pewnością nie powiedzieli ostatniego słowa.

4.ODRAZA - Esperalem tkane. Piękne brzydka muzyka. Dwóch dobrze znanych muzyków z naszego podwórka postanowiło dźwiękiem i słowem namalować obraz Krakowa nocą, gdzie szwendają się typy spod ciemnej gwiazdy, gdzie ulice przesiąknięte są zapachem alkoholu, petów i gdzie diabeł mówi dobranoc. Wyszło z tego unikalne połączenie blacku z post rockiem, post metalem i pochodnymi. A numer Tam gdzie się nie spotkamy jest na moje ucho jedną z najlepszych kompozycji w tym roku.

3.DECAPITATED - Blood Mantra. Drużyna Vogga ponownie nie bierze jeńców i zapodaje nam kawał krwawego mięcha inspirowanego mocarzami z Meshuggah i Gojira. Kompozycje są nieco bardziej uproszczone niż na "Carnival is Forever", opierają się o niszczący groove i znakomity rozwrzeszczany wokal Rasty, który w końcu czuje się jak właściwy koleś na właściwym miejscu. Wiadomo, że to nie to samo co na "Winds of Creation", chłopaki odsunęli się od oldschoolowego nawalania już ładnych parę lat temu, ale moim zdaniem nie stracili tożsamości i utonięcie w morzu  kapel łupiących techniczny death im nie grozi.

2.FURIA - Nocel. I znów Nihil zapodał nam muzykę, w której można się zakochać, choć mamy świadomość, że partnerka nasza "Nocelem" zwana będzie kapryśna i do najłatwiejszych nie należy. Momentami obcować będziemy z opętaną, nawiedzoną poezją, która wierzgać będzie na lewo i prawo w co bardziej awangardowych fragmentach, by nagle przyjebać nam siarczystym riffem jak u starych black n rollowych załóg. Tak tak, duch Hellahmmera, Bathory czy Venom jak najbardziej unosi się nad takimi wałkami jak Opętaniec czy Zamawianie drugie. Kosi ta płyta, kosi. A koncertowo to już w ogóle urywają głowę!

1.BEHEMOTH -The Satanist. Może i zabrzmię tendencyjnie, ale jeśli chodzi o album roku to zdecydowanie wskazuję "Satanistę". Negral z kolegami pokazał, że potrafią uciec od utartych schematów, które eksploatowali od Kultowej Zośki do Ewangelii. Ten krążek to nowe rozdanie, choć zarzucono im zmiękczenie brzmienia i "odzwierzęcenie" kompozycji to i tak nikt mi nie wciśnie, że Amen czy Messe Noire nie mają siły rażenia godnej wciąż ich nazywać grupą wykonującą muzykę ekstremalną. A to, że czerpią z Led Zeppelin, Fields Of The Nephilim czy nawet naszej rodzimej Armii w niczym im nie uwłacza. Nergal stwierdził, że ten album mógłby być ich ostatnim i nie czułby niedosytu. Jestem w stanie się z nim zgodzić. Behemoth A.D 2014 to świadoma swojego artystycznego rozmachu bestia, która osiągnęła to o czym większość kapel rockowych i metalowych może jeszcze pomarzyć.

Paradoksalnie niewiele albumów ekstremalnych nagranych przez zagranicznych wykonawców przekonało mnie do siebie. Całkiem solidny krążek zaserwowali weterani z At The Gates, na horyzoncie zabłysnęła progresywna death metalowa perełka pod postacią Morbus Chron, w nowy pomnik Primordial będę się jeszcze długo wgryzać, ale podoba mi się. Ciężarowy walec zaserwowali ojcowie chrzestni post metalu - Godflesh, ale to także krążek, który ostatecznie wylądował poza listą. Nowy album Opeth śmignął kilka razy, ale nie przekonał mnie za bardzo, nowy wyziew moich ulubionych popaprańców z Anaal Nathrakh jawi mi się zbyt zachowawczo, a najsroższe rozczarowanie zaserwował mi zmęczony już chyba tymi trąbkami Septicflesh i bardziej popowy niż ostatnio In Flames. Nowe Foo Fighters było za to całkiem w płytkę, ale no jednak poniżej macie krążki, które ujęły mnie o wiele bardziej. 

10.LINKIN PARK - The Hunting Party. Panowie nie mieli do tej pory w swojej dyskografii, krążka, który brzmiałby tak organicznie i żywo. Po okresie eksperymentowania i przeładowywania kompozycji elektroniką przeprosili się z podstawowym instrumentarium i nagrali solidny rockowy album.  Mam wrażenie, że The Hunting Party to krążek, który chcieli nagrać już od ładnych paru lat, ale nie do końca wiedzieli jak się za niego zabrać. Słychać na nim inspiracje punk rockowe i hardcore'owe (udział Page'a Hamiltona z Helmet nie jest przypadkowy), nu metalu nie ma za to w ogóle. Mimo tego liftingu wciąż słychać, że to LP, a nowe kompozycje bezboleśnie wpasowały się w setlistę wrocławskiego koncertu, na którym miałem okazję w tym roku być.

9.PERIPHERY - Clear EP. Niby kilka kawałków, a ile radości sprawiło mi ich słuchanie. Mówi się, że Periphery to takie Linkin Park wśród djentowych kapel. Że za melodyjne to wszystko, że przesłodzone i śpiew nie z tej parafii co być powinien. Jak ktoś się rozczarował drugim albumem, to EP-ka raczej podejścia do kapeli nie zmieniła,  dla mnie to jednak przepyszna przystawka przed podwójnym przyszłorocznym krążkiem. Kapcie mi spadły jak się dowiedziałem, że z Devinem do Polski przyjadą w marcu. To jeden z nielicznych nowoczesnych bandów, który do spółki z The Ocean przekonał mnie w tak dużym stopniu bym mógł się określić mianem jego oddanego fana. A nowe kawałki tylko moje uczucie wzmocniły. 2015 to będzie ich rok!

8. SWANS To Be Kind. Dość trudno pisze się o muzyce, która wymyka się wszelakiej klasyfikacji. Gira ponownie proponuje granie hipnotyczne, wprowadzające w dziki plemienny szał. Hałaśliwa, momentami kakofoniczna podróż wgłąb umysłu muzyka, który dopiero po reaktywacji Łabędzi rozpasał się na całego na The Seer i To Be Kind właśnie. Nie jest to płyta, z którą spędzicie miłe chwile w gronie znajomych, nie jest to także krążek, którego można by słuchać na zapętleniu dzień w dzień. Ale raz na jakiś czas można spróbować zrozumieć co i czyniłem w tym roku ładnych kilka razy z dość dużą satysfakcją.

7.MASTODON - Once More 'Round The Sun. Co prawda nic nowego pod słońcem nie stworzyli, ale jak zawsze słucha się z przyjemnością. Mastodon po osiągnięciu kosmosu na "Crack The Skye" mógł pójść w bardziej piosenkowym kierunku i tak też uczynił. Progresywny rock n roll? Czemu by nie? Taki był "The Hunter", którego ten album jest właściwie kontynuacją, z nieco inaczej rozłożonymi akcentami. Jak zwykle kawał charakterystycznej muzy, jak dla mnie pisanie, że się wypalili można między bajki włożyć.

6.MACHINE HEAD - Bloodstone & Diamonds. "Unto The Locust" jakoś do mnie specjalnie nie przemówiło, po dziś dzień zachwyca mnie natomiast "The Blackening", na którym osiągnęli swój drugi szczyt (pierwszym był imho debiut). "Bloodstone & Diamonds" to bardzo solidny krążek, pełen wyrazistych melodii, thrashowego i progresywnego wymiatania i niezwykłej agresji w głosie Flynna. Z MH jest dokładnie jak z Napalm Death - im starsi tym bardziej wkurwieni i finezyjni.

5.TRIPTYKON - Melana Chasmata. Tomek Wojownik zrobił mi tym krążkiem tak bardzo dobrze, że nie miałem nawet ochoty wgryzać się w inne wydawnictwa pełne mroku i zła, nawet jeśli na coś się skusiłem to nie dorastało temu krążkowi do pięt. Owszem, nie jest to poziom "Monotheist", ale i tak robi kolosalne wrażenie. A za takie numery jak Aurorae mają u mnie dozgonną wdzięczność. Zawsze szukałem w muzyce wyważenia ciężaru z piękną melodią, w tym utworze udało im się osiągnąć mistrzostwo klimatu nie popadając w rzewność i gotycką karykaturalność. Na deser okładka nie świętej pamięci Gigera. Cudo.

4.SLIPKNOT - 5: The Grey Chapter. O tym albumie napisano już bardzo wiele, dodam jedynie, że chłopaki odwalili kawał zacnej roboty, słychać nawiązania do wścieklizny z "Iowa", są melodie i balladki na miarę "Vol 3", są wszystkie charakterystyczne elementy zamaskowanej ekipy. Co prawda można by się kłócić czy dużo jest Stone Sour w nowym Slipknocie, czy Corey nie śpiewa z mniejszym powerem i tak dalej, ale moim zdaniem to po prostu bardzo dobry krążek, z mniej przebojowymi kompozycjami niż ostatnio, na przesłodkim "All Hope Is Gone". Custer, Saracstrophe, The Negative One - oni wciąż mają w sobie ten wkurw. Nowy garowy rzecz jasna nie jest muzykiem formatu Jordisona, ale daje radę, basista po prostu robi swoje. Brzmię jakbym nie był do końca zadowolony, ale podoba mi się to co słyszę, wciąż jednak się do nowych wałków przyzwyczajam.

3.ROYAL BLOOD - Royal Blood. Debiut roku! Za tym elektryzującym bandem stoi dwóch kolesi, którzy postawili na bezczelnego, bezpretensjonalnego rocka, ze znakomitym wokalem. Gitara i perkusja - patent identyczny z The White Stripes czy The Black Keys sprawdził się tu znakomicie. Kolesie generują z siebie taką energię jakby było ich tylu co w Slipknocie. Polska publiczność szybko się  nich zadurzyła i jakoś mnie to nie dziwi, klubowy koncert kapeli w naszym kraju planowany jest na 14 stycznia 2015 roku.

2.ANATHEMA - Distant Satellites. Miękka pała ze mnie, ale strasznie się podjarałem tym krążkiem, a kompozycje z niego na żywo wypadały jeszcze piękniej. Rozumiem tych, którzy twierdzą, że Anathema nie zaprezentowała na nim niczego rewolucyjnego (choć jak dla mnie numer tytułowy to w ich dorobku nowa jakość), że kontynuują bezpieczny kierunek wyznaczony przez "We're Here Bacause We're Here" i "Weather Systems". Jednak utwory są na tyle poruszające, że katowałem ten krążek przez dłuższy czas niemal na okrągło.

1.CROSSES - +++. Chino Moreno tym razem postanowił zaangażować się w projekt bardziej elektroniczny, bliższy Team Sleep, czy Depeche Mode niż Deftones. Część utworów ukazało się na EP-kach w zeszłym roku, ale zebrana do kupy całość przekonała mnie całkowicie dopiero jakiś czas temu. Każdy kawałek to perełka, wokal Chino jak zawsze niszczy system i budzi cały wachlarz emocji. Krążek ten z pewnością będzie mi umilać czas w oczekiwaniu na nowe dziecię Deftones, które mam nadzieję, że ukaże się w przyszłym roku. Liczę też, że w końcu Tool upora się z nowym albumem, bo ileż można czekać. Eeeech, idę odpalić Passengera. 

Chciałbym wyróżnić też Babymetal za najzabawniejszy album tego roku! Jeśli chodzi o koncertowe wojaże to znakomicie bawiłem się na Linkin Park, Die Antwoord, Opeth, Ghost, Carcass, Gojira, Anathema, Enter Shikari, TesseracT i Behemoth do spółki z Tribulation. Bardzo cieszę się, że dane mi było zobaczyć na żywo Furię, stanowczo był to jeden z najlepszych klubowych gigów w Olsztynie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz