SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

piątek, 13 czerwca 2014

Na co komu blogerzy filmowi, czyli refleksje po roku dobrej zabawy.

Bez ściemniania przyznam, że pomysł na ten tekst przyszedł mi do głowy przy okazji konkursu na Zblogowani.pl. "A kto to jest Bloger?" pyta główne hasło zabawy i kiedy je zobaczyłem zacząłem się zastanawiać jaką misję sobie sam jakiś czas temu wyznaczyłem. Czy w dobie wujka Google jestem potrzebny? Czy Filmweb załatwia za mnie całą robotę i gdybym nagle zniknął to ktoś by się przejął? Dla części czytelników wciąż mogę być osobą anonimową, która klepie sobie tutaj i na fanpage co jej do głowy przyjdzie. Teoretycznie taki bloger filmowy stoi oczko niżej od kwalifikowanego recenzenta i krytyka filmowego. Jest różnica pomiędzy tym jak o filmach opowiada Zwierz Popkulturalny, Kominek, Masochista na swoich blogach/vlogach a merytorycznie brzmiącym Tomaszem Raczkiem chociażby czy recenzentami z Filmwebu. Coś jednak sprawia, że udało mi się przyciągnąć obecnie ponad 24 tysiące potencjalnych czytelników, mimo, że blog jest prosty, nieco archaiczny, a sporo rzeczy dzieje się poza nim na fanpage. Mówią, że pisać umiem, choć zjadam przecinki i inne błędy robię. Mówią, że podobnie do mnie myślą na temat porytych filmów, których szukają zaciekle i co jakiś czas dostają podziękowania za podrzucenie nowego tytułu. Skromnie uważam, że nie robię niczego specjalnego choć kiedy spojrzałem na swoją pracę z perspektywy czytelnika parę rzeczy wyszło na powierzchnię i w pewnym sensie zrozumiałem dlaczego czytelnik wraca na moją stronę.

Prowadzenie bloga przynosi korzyści takie jak prowadzenie Dyskusyjnego Klubu Filmowgo :)

Po pierwsze, już na samym początku założyłem sobie, że nie będę się do czytelnika dystansować. Jak coś mi nie pasuje, podoba się lub znam odpowiedź na jakieś pytanie to po prostu odpisuję. Prowadzę często dość ostre dyskusje, i uważam, że nie prawdą jest, że w Internecie nie da się nikogo tak naprawdę obrazić czy zdobyć jego stałej sympatii. Niektórzy nawet nie wiedząc jak wyglądam życzą mi powodzenia, bądź krytykują moją twórczość co zasadniczo prowadzi do banicji. To może niektórych odstraszać i sugerować, że na moim podwórku nie można mieć własnego zdania, ale to się mija z prawdą. Nie można być po prostu agresywnym, nachalnym, bezczelnym a to bardzo duża różnica. Po drugie część moich tekstów trafia w gust czytelników, tematyka bywa niszowa, mogę więc stwierdzić, że w jakimś tam zakresie mam wiedzę, której pożąda określona grupa odbiorców nie wyobrażająca sobie wręcz bym zaprzestał swojej działalności. Bardzo mnie to cieszy, bo myślałem, że będę pisać "do szuflady" i nie będzie takiego zainteresowania. Po roku działalności część osób uważam za stałych czytelników, których nazwiska przewijają się w dyskusjach często, a i wielu blogerów filmowych poznałem dzięki grupie takowych zrzeszającej. Na stronę zaglądają więc i inni młodzi piszący o filmach i maniacy horrorów, anime, seriali, filmów psychologicznych, surrealizmu i dobrej muzyki jako, że dla niej też jest tam miejsce. Po trzecie ludzie zgłaszają się do mnie nie tylko po to by podyskutować, ale i by znaleźć zagubiony w pamięci tytuł, rozszyfrować zagadkę fragmentu oglądanego późno w nocy lub z innej beczki by zostawić mi zrytą propozycję filmową, serialową bądź teledyskową. A przecież nie wszytko już  w życiu widziałem, więc cześć tytułów jest dla mnie zupełnie nowa za co bardzo Wam dziękuję. Po czwarte ponoć kształtuję gust kinomaniaków, podpowiadam co odpalić sobie wieczorkiem, czego poszukać na daną okoliczność, sprawiam, że ludzie odświeżają sobie swoje ulubione, bądź zakurzone tytuły. Ten cały entuzjazm jest na tyle zaraźliwy, że wciąż mam ochotę tworzyć i dzielić się swoimi poglądami na temat kina z innymi. Bloger filmowy jest więc ważny tak samo jak i film, czasem może go rozjaśnić, wytłumaczyć, odnaleźć przenikające się nawiązania jednych dzieł do innych. Odróżnia go w moim mniemaniu od krytyka z papierem luz i dystans do tego co robi. Mi za moją pisaninę nie płacą, robię to z czystej radości i choć miło byłoby zarabiać na blogu zdaję sobie sprawę, że jeszcze ku temu za wcześnie. Nigdy nie kupowałem fanów, lajków, ani niczego nie wymuszałem. Wszystko kręci się swoim naturalnym rytmem i tak jest dobrze. Ponad 24 tysiące fanów w rok to liczba o jakiej zakładając stronę nie marzyłem. A piszących o kinie w podobnym tonie jak lub nawet lepiej jest więcej. Miejsca by mi nie wystarczyło by ich wszystkich wypisać, a i pewnie całej gromadki w życiu na oczy nie zobaczę. Blogerzy, vlogerzy, pasjonaci, samozwańczy krytycy są potrzebni w dzisiejszych szybkich czasach gdzie podjęcie wyboru na co wydać pieniądze idąc do kina bądź kupując DVD jest bardzo trudne, a decyzja musi być szybka. Dodatkowo bloger taki jak ja zawsze może podpowiedzieć cóż ciekawego jest w TV na 5 minut przed emisją.

Jaki jest bloger filmowy każdy widzi. 

Czy odpowiedziałem już na pytanie kim jest bloger? Po części tak. Jest on nośnikiem pewnych informacji, które dostarcza do portali społecznościowych, grup dyskusyjnych, a jednocześnie głośno wyraża swoje zdanie na dany temat. I to ludzi interesuje! Przecież mogliby czytać w tym czasie coś innego niż moje naszpikowane brakiem przecinków wpisy. A jednak wracają do swojego lubianego piszącego, a jego strona przestaje być tylko fasadą. Za tymi tekstami stoi normalny/nienormalny (niepotrzebne skreślić) koleś, który ma pasję i ta pasja się innym udziela. Bloger może, acz nie musi opowiadać się za daną stroną w dyskusji, ale jedno jest pewne: napędza ją. Angażuje internautę, prowokuje, rządzi i dzieli, tworzy zestawienia, gnoi, podpowiada i rozśmiesza. Jest po części i trollem i kierunkowskazem i artystą, bo przecież tworzy teksty, które żyją potem własnym życiem. Tworzy przede wszystkim dla siebie, ale kiedy traci fanów traci też motywację, także czytelnik jest nieodłącznym elementem jego egzystencji. Może być sympatyczny ale i arogancki i twardo rządzić na swoim podwórku. Może ustalać zasady na swojej przestrzeni internetowej (dobrym przykładem Zombie Samurai i Kominek), może głośno protestować i być usłyszanym. Bloger po prostu ma głos a jego przewagą ma to, że czytelnik stanie za nim murem i czeka na jego wypociny. Mówi się, że każdy może teraz założyć bloga i sobie pisać. Jasne, oczywiście, ilość blogów rośnie jak grzyby po deszczu, tworzą się nowe kategorie, jest konkurs na Blog Roku, powstają coraz liczniejsze grupy zrzeszające blogerów i vlogerów pokroju LifeTube, Organizacja Blogów Filmowych, Polskie Stowarzyszenie Blogerów i Vlogerów. A kondycji blogosfery pilnują od niedawna Zblogowani i Hash FM. Także wszystko zmierza ku temu by bloger był osobą bardzo wpływową, decydującą jak twórca Jak Oszczędzać Pieniądze, dostarczającą znakomitych przepisów jak From Movie To The Kitchen, dbającą o geeków jak Zwierz Popkulturalny lub (nie przechwalając się) serwującą dobry filmowy stuff jak Filmy, Które Ryją Banie Zbyt Mocno. Bez nas byłoby Wam strasznie nudno więc jeszcze się z nami pomęczycie. Wiem, że w tym momencie przemawiam za wszystkich ale przecież to najprawdziwsza prawda. Pozdrowienia na maniaków FKRBZM!



zBLOGowani.pl

2 komentarze:

  1. Jesteśmy potrzebni sami sobie, i to też wystarcza. Gdyby nie inne filmowe blogi, nie obejrzałabym wielu wspaniałych filmów :D Gratuluję sukcesu i jeszcze raz gratuluję Klubu Dyskusyjnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubimy jak ryjesz nam banię. ;)

    OdpowiedzUsuń