Jako, że ostatnio w pewnym bardzo popularnym serialu doszło do bardzo efektownego i świetnie zagranego zejścia postanowiłem przypomnieć co bardziej poruszające i zapadające w pamięć sceny śmierci. Rzecz jasna dla tych co nie oglądali pewnych filmów będą to duże spojlery także... shit happens.
MUFASA ("Król Lew", 1994, reż. Rob Minkoff, Roger Allers)
Chyba jeden z najbardziej traumatycznych zgonów naszego dzieciństwa. Tylko twardziele nie płakali po Mufasie. Ja płakawszy jak bóbr. Twórcy disneyowskich animacji wiedzieli, że najmłodszego widza także należy oswajać ze śmiercią. Powstała dzięki temu jedna z najbardziej poruszających scen w historii animacji. W końcu każdy z nas kiedyś traci ojca... Z drugiej strony śmieć matki Bambiego też wwierca się w zwoje i pozostaje na długi czas...
JOHN COFFEY ("Zielona Mila", 1999, reż. Frank Darabont)
Mam wielką słabość do tego filmu i porusza mnie za każdym razem. John jest jedną z najbardziej magicznych postaci, która zupełnie nie pasowała do naszego świata. Zbyt dobry, zbyt przyjazny, znajdujący uciechę w tym co jest nam obojętne. Niesamowita kreacja świętej pamięci Clarke'a Michaela Duncana. Płaczę za każdym razem.
CHARLIE PACE ("Zagubieni" 2004 - 2010, twórca J. J. Abrams)
Koniec trzeciego sezonu. Spłakałem się niemiłosiernie, zryło mi mózg we wszystkie możliwe strony. Charlie był moim ulubionym bohaterem. Cliffhanger był miażdżący. To był jeszcze ten czas kiedy Lostów nadawano w TVP i czekałem co tydzień na każdy odcinek.
ROY BATTY ("Łowca androidów", 1982, reż. Ridley Scott)
Jeden z najlepszych monologów przedśmiertnych ever. Wypowiedziany nie przez człowieka a robota. Rola życia Rutgera Hauera. I ten wszechobecny deszcz. Tak się tworzy wiekopomne sceny. Kto nie widział ten trąba.
WALTER WHITE ("Breaking Bad", 2008 - 2013, reż. Vince Gilligan)
Martwy za życia? Rak to nie wyrok! Paradoksalnie Walter czerpał z niego całymi garściami, jednak z niezbyt dobrych dla niego i rodziny źródeł. Był wybitnym kucharzem i odszedł w glorii i chwale - dokonał zemsty i zapłacił za swoje grzechy. Tak umierają najwięksi bohaterowie.
KANE ("Obcy - 8. pasażer Nostromo", 1979, reż. Ridley Scott)
Ależ to było szokujące! Koniec lat 70, jedna z najbardziej kultowych horrorów s-f w historii kina. To było brutalne, niespodziewane i łojące czachę. Obcy do dziś porusza wyobraźnię i jest najbardziej znanym wytworem wyobraźni Gigera (obok kultowych okładek płyt Celtic Frost, Triptykon, ELP, Carcass czy Danziga).
BILL MURRAY ("Zobieland", 2009, reż. Ruben Fleischer)
Wyrwało mnie z kapci. Jedno z najlepszych cameo ever. Jeśli prawdziwa apokalipsa zombie miałaby nagle nastąpić to już wiemy czego Bill nie zrobi. Na pewno NIE ucharakteryzuje się na zombie i nie będzie go udawać.
CHAD FELDHEIMER ("Tajne przez poufne", 2008, reż. Ethan Coen, Joel Coen)
Jeśli kiedyś będziecie się ukrywać przed kimś w jego domu to nigdy nie wybierajcie szafy na kryjówkę. Nigdy. Inaczej skończycie jak Brad Pitt w tej jakże pokręconej komedii.
THERESA MILLS ("Siedem", 1995, reż. David Fincher)
Do dziś finał tego dzieła uważa się za wstrząsający i nieoczekiwany. A wszystko w wykonaniu szaleńca i geniusza jednocześnie. Jedno wielkie WOW i zbieranie szczęki z podłogi.
JOFFREY BARATHEON ("Gra o tron", zgon nastąpił we wczorajszym odcinku, twórcy David Benioff, D. B. Wiess)
Spektakularny zgon! Podczas wspaniałego, upokarzającego wesela, po popiciu pasztetu Joffrey zszedł z tego świata. Z jednej strony wszyscy na to czekali, z drugiej szkoda, że Jack Gleeson zniknie z ekranu. Wielki respekt dla tego aktora.
Oooj tak - śmierć Chada Feldheimera w Tajne przez poufne to mistrzowska scena. Czasem się zastanawiam, czy śmianie się na niej do bólu brzucha czyni mnie złym człowiekiem. Uśmiech Pitta może śnić się po nocach. I jeszcze ten Kluni spadający ze schodów. :D
OdpowiedzUsuńJest taka pokręcona czarna komedia Faceci od przeprowadzek - tam każda śmierć jest epicka. Za serce za każdym razem chwyta mnie śmierć Franka'n'Furtera z The Rocky Horror Show - czy to w wersji kinowej, czy w teatrze. W końcu to jedna z moich ulubionych postaci ever. No i straszliwa śmierć Noli we Wszystko Gra Allena. Pięknej Scarlett zawsze szkoda.
Ja zamiast "Gry o tron" chyba jednak dałbym tu Ridleya z "Gladiatorem" I śmierć Maximusa
OdpowiedzUsuńSwego czasu przerobiłem śmierć Charliego na wszystkie strony i to nijak nie był dobry zgon. Strasznie wymuszony, a była możliwość, by zrobiono to dobrze. Do tego to nie było żadne zaskoczenie, zapowiedzieli to 12 odcinków wcześniej, do tego przez 3 epizody się z nim żegnano.:)
OdpowiedzUsuń