SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

piątek, 31 stycznia 2014

1/10, czyli czego nie warto oglądać według Pana Rofa: Odcinek 2 - PACIFIC RIM (2013, reż.Guillermo del Toro) [SPOJLERY]


Zapewne nie byłem jedyną osobą, która po zobaczeniu traileru tego o to filmu pomyślał sobie „oho, ale będzie tragedia”. No bo sam pomysł połączenia filmów z serii „Godzilla” z „Transformersami” - no jak to mogło nie chwycić, prawda...

Fabuła jest prosta jak drut: Ziemię atakują wielkie potworki, które chcą nas zniszczyć, więc cała ludność jednoczy się by się nie dać zgładzić. Buduje wielkie mecha (które kojarzą się z autobotami; no ale w końcu ile one zarobiły, więc może by zrobić coś podobnego - już widzę te natchnienie scenarzystów) by walczyć z potworami zwanymi Kaiju (ot takie udziwnione jaszczurki, by nie było bezpośredniego skojarzenia z „Godzilla”). I pomyśleć, że wyreżyserował i maczał palce w scenariuszu Guillermo del Toro. Ten sam, który popełnił takie filmy jak „Hellboy” czy „Pan’s Labyrinth”.

Na początku zauważamy, że gra tu koleś, który znany jest z serialu z motocyklami. Charlie Hunnam, bo o nim tu mowa, znów przekręca głowę przed każdą ripostą oraz mieli jęzorem przed wypowiedzią. Może to jakieś ticki, które doradził mu jego agent, by był rozpoznawalny a może jest po prostu chory, ale widzę, że po trzecim sezonie „Son of Anarchy” dużo aktorsko się u niego nie zmieniło. To w sumie też zapowiedź tego co nas czeka.

Nie ma sensu czepiać się scenariusza ze względu na pomysł - nie jeden film miał równie prosty a mimo to był dobry. Czego należy się czepiać to nie ścisłości czy zwykłego braku logiki. Np.: potwór generuje sygnał emp, robot zostaje wyłączony jak i cała elektronika w zasięgu. Następnie Kaiju kieruje się na miasto, gdzie wszystkie ulice czy budynki są oświetlone. Zabawnie jest również gdy nasz główny bohater, w swoim Jaegerze idzie ratować miasto. Robot ciągnie za sobą tankowiec, którego używa po chwili w formie pałki. Niby nic takiego, ale przecież logika (oraz anime) podpowiada, że powinien mieć na wyposażeniu jakiś miecz czy coś. No i jak potem się okazuje ma. To po co była zabawa statkiem skoro od razu mógł pociąć potwora? Jaegery są tak nowoczesne, ale wszystko jedno która wersja, wszystkie wymagają naciskania guzika do komunikacji. Albo scena z polizaniem językiem (?) jednego z naukowców - Keiju się przywitał czy co? Dalej idąc skoro klony, to jak możliwe jest to, że jeden jest w ciąży? Albo wszystkie albo żadne. Tak samo portal - może przejść tylko DNA potwora, ale jakoś nasi bohaterowie na końcu normalnie przez niego przechodzą. Ale kto by się przejmował takimi drobnostkami (a wymieniłem tylko kilka, które zapamiętałem oglądając to „dzieło”, wymieniając uwagi z współtowarzyszką niedoli).

Oddzielny akapit poświęcę na sposób sterowania Jaegerów. Nie wiem czy bardziej dało się udziwnić sterowanie. Połączenie neuronowe dla jednej osoby jest zbyt obciążające, więc potrzeba dwóch. No ok, niech będzie. Nawet pomijając fakt, że jedna osoba steruje lewą a druga prawą stroną. Przecież wygodniej byłoby gdyby jedna osoba sterowała górą a druga dołem robota. To tak jakby w helikopterze jeden pilot sterował jedną a drugi drugą stroną uzbrojenia a nie jak jest teraz jeden ruchem a drugi środkami walki. Ale mniejsza. Dziwne jest to, że między pilotami musi ustanowić się połączenie, w sensie mają w głąb do swoich mózgów nawzajem. Ot takie udziwnienie, w dodatku wyjaśnione dopiero w środku filmu, jakie konsekwencje za sobą niesie.

Wiadomo od początku, ze film skończy się happy endem. Jednak tutaj nie czeka się z wypiekami na twarzy jak fabuła doprowadzi nas do napisów końcowych. Tutaj występuje raczej znużenie schematycznością rozwoju wypadków: jest źle, genialni ludzie wynajdują rozwiązanie, gloria i chwała, nagle coś jest nie tak, nie wiadomo co zrobić, świat ratuje dawno zapomniany bohater w starodawnym pojeździe. Zero napięcia. Wątki poboczne, choroba marszałka, historia Mako (najgorsza scena filmu) czy wątek z załogą „Stringer Eureka” są niezbyt ciekawe, a przynajmniej twórcy zrobili wszystko by takie były. Wielka szkoda, że nie ma żadnego współzawodnictwa między drużynami pozostałych mecha (Rosjanie i Chińczycy nawet słowa z głównym bohaterem nie zamienili), że wątek z murem kończy się tylko na rozwaleniu go przez jednego z potworów (swoją drogą jak niby ten murek miał ochronić świat?) albo chociaż rozmowy z jednym z Kenji (czy to w momencie gdy naukowcy się łącza z jednym z nich czy w finalnej scenie).

Podziwiam realizację - edytorzy robili co mogli, by sceny walki wypadły realistycznie. Stąd, mimo wysokiej rozdzielczości, na stopklatce mamy rozmazane walczące postacie. Do tego brawa dla operatora - wszystko kręcone tak statycznie, że gdyby nie dźwięk to mogłoby się wydawać, że to jakiś film o walkach dwóch gatunków o wodę.

Podsumowując, połączenie robotów z przerośniętymi storami sprzedany zachodniej publiczności przyjął się średnio z wydanych 190 mln zwróciło się tylko 101 mln. To chyba najlepszy dowód, mimo wysokiej noty na imdb (serio, średnia powyżej siedmiu?), że film poniósł porażkę. Nie mogło być inaczej z takim aktorstwem, brakiem dobrego scenariusza z wyrazistymi postaciami i ciekawą historią oraz takim poprowadzeniem filmu.

Ocena: 1/10

P.S. Jeśli chcecie by Pan Rof dalej opierdalał filmy, które są jego zdaniem kiepskie to zagłosujta na FKRBZM w konkursie na Blog Roku, jeśli chcecie by pan Rof przestał dalej opierdalać filmy to też zagłosujcie. G00002 pod numer 7122. Złotóweczka z hakiem idzie na Fundację Gajusz! /http://www.gajusz.org.pl/

6 komentarzy:

  1. Nie masz pojęcia o czym gadasz. Z Twojej recenzji mógłbym pomyśleć że masz tak z 15 lat, i oglądałeś po raz pierwszy amerykańską Godzillę na Polsacie w wieku 7 lat, potem Transformersy w kinach i uważasz się za eksperta gatunku. Po pierwsze pomysł walki wielkich robotów i wielkich potworów jest stary jak świat. Jeśli czepiasz sie że ten film zżyna Godzille, to tak jakbyś się czepiał że każdy dźwiękowy film zżyna ze "Śpiewaka Jazzbandu". Godzilla ustanowiła nowy gatunek filmy, oczywiście że każdy film z tego gatunku będzie do niej podobny. Tak samo, Jaegery nie mają kompletnie nic wspólnego z Transformersami, ale skąd masz wiedzieć jak ewidentnie nie masz pojęciach o innych gatunkach tego typu. Jeśli widziałeś tylko 2 rodzaje wielkich robotów, to zgaduje że Jeagery i Transformersy są podobne. Dalej, rzucasz jakimiś wyciągniętymi z dupy plotholami, które plotholami nie są jak długo pomyślisz nad nimi dłużej niż 10 sekund. Nie używali miecza bo krew Kaiju jest toksyczna a byli w środku miasta. Czepianie się wejścia przez portal - dokładnie ta sama metoda która tłumaczy jak Terminator mógł podróżować w czasie. Maszyna pokryta tkanką. Tak, byłoby fajniej gdyby jeden gość sterował dołem a drugi górą. Chuj z tym że mamy 2 połówki mózgu i każda z tych połówek kontroluje lewą i prawą stronę naszego ciała, nie górną i dolną. Nie było sceny w której "Kejdżu" polizał językiem jednego z naukowców. Nie cała elektronika w zasięgu została wyłączona, jakbyś uważał to wyraźnie widać że miasto nie gaśnie ani na sekundę. Dalej. Misiaku, a wiesz że poza takim krajem jak Stany Zjednoczone są jeszcze takie kraje jak Japonia, Chiny, Rosja, Francja, Niemcy, Polska, Wielka Brytania i tak ze 180 innych? I wiesz że w tych krajach Pacific Rim zarobiło 309 milionów dolarów, co razem z danymi które podałeś sumuje się do 410 milionów dolarów? Więc bardzo proszę na przyszłość nie kłamać i nie podawać zaniżonych statysk w swoich recenzjach. Historia Mako była najlepsza z całego filmu. I to nie jest moje zdanie przeciwko Twojemu, tylko moje zdanie i ogromnej ilości krytyków i znawców filmowych, którzy właśnie za taką uznali tą scenę. Wielka szkoda że wątek z murem kończy się na rozwaleniu go przez jednego z potworów? Czy Ty wogóle myślisz? O to chodziło w wątku z murem, żeby pokazać że przed Kaiju nie ma ucieczki i nie dadzą rady się przed nimi ochronić za wielkim murem. Jakby była rozmowa z Kokodżambo to byś się czepial ze zerżneli z Dnia Niepodległości. Jedyne o co mogę się z Tobą zgodzić to że sceny walki powinny były być bardziej przejrzyste. Ale jestem pewien że poprawią to w Pacific Rim 2 ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdzie nie napisałem o sobie, że jestem jakimkolwiek ekspertem.
    Twoje próby "nauczania" co i jak są trochę żenujące, ale odniosę się do nich. A co tam :) Oglądam sporo anime, które traktuje o mecha i głównie stąd pochodzi moja "wiedza" na ten temat.
    Tia, bo jak rozwalali pół miasta rzucając się nawzajem po budynkach to wszystko było ok, byle by krew nie leciała :D
    Chodziło o powrót przez portal, nie o wejście.
    Co innego działanie obu półkul mózgowych a co innego sterowanie czymś w dwie osoby.
    To widocznie oglądaliśmy dwa różne filmy - u mnie to 1h 29 min 59 sek.
    Czyli baza Jeagerów gaśnie, bo przecież nie znajduje się w mieście.
    Odnosiłem się do kraju gdzie film został zrobiony. Może mała nieścisłość.
    Co do Mako to ja to odebrałem, tak jak cały film, inaczej. Wolny kraj, mogę prawda? I mało mnie obchodzi zdanie krytyków czy znawców. Nie jestem fanboyem i nie patrzę co piszą inni. Piszę to co sam uważam.
    Jeśli idzie o mur to bardziej chodziło o to, że najpierw zamykają program Jeagerów by go zbudować, potem mur jest niszczony i o, end. No ale ktoś o tak wysublimowanej inteligencji, mógł tego nie zrozumieć.
    Zwrotów per "Misiak" czy emotek typu ":*" stosuj do chłopaka a nie do ludzi, których nie znasz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cz.1
    Bry :)
    Na samym początku chciałbym rzec: Rof miej tu swój kącik i pisz ile wlezie! Choć wiem, że napisanie żebyś się gonił nie sprawiłoby żebyś stąd zniknął, ale uważam, że takie oficjalne propsy ucieszą Twoje oczy :)
    Choć nie zawsze się zgadzam z Twoimi przemyśleniami (no może "nie zawsze" to zwrot trochę na wyrost biorąc pod uwagę, że to dopiero drugi Twój post, ale niech będzie), to pod zdecydowaną większością mogę się podpisać. Ba - wychodząc z kina po seansie Elizjum czułem pewien niedosyt i za nic w świecie nie potrafiłem zlokalizować jego przyczyny, do czasu aż pojawił się pierwszy odcinek z tej serii i kilkoma trafnymi spostrzeżeniami elegancko naprowadziłeś mnie na to co było nie tak a tym samym moje sumienie się uspokoiło i nie drążyło już tego problemu więcej.
    Co do Pacific Rim to mimo tych niedociągnięć czy błędów, ja jedynki bym mu nie dał, z tego względu, że oczekiwałem od tego filmu właśnie takiego kina - no może prócz paru rzeczy ale o tym za chwilę. O ile Elizjum w mojej ocenie faktycznie zasługuje na pałe przez jawne niedociągnięcia w stylu stacji orbitalnej, która jak pisałeś wydaje się być wymarłą gdy pokazana jest z dystansu (min. innymi to nie dawało mi spokoju, póki nie przeczytałem tego u Ciebie), ale cóż takie są minusy oglądania obcojęzycznego filmu z napisami w kinie - skupiam się na czytaniu tego co tam bohaterowie na ekranie klepią, będąc przeświadczonym (w tym przypadku niesłusznie), że przez przegapienie jednej sceny mogę wątek zgubić, więc takie sceny spinoffowe od fabuły traktuje jako odpoczynek dla oczu (pod innymi Twoimi wytykami względem Elizjum też się zgadzam, ale to wszystko można sobie przeczytać w artykule, więc daruje sobie przytaczanie innych przykładów zastosowania tam fuszerki), o tyle Pacific Rim był (IMO) raczej ukierunkowany na efektowność i fajerwerki niż głęboki przekaz i realizm i powiem szczerze dla mnie to zdecydowany plus tego filmu. Oczekiwałem rozrywki i rozrywkę otrzymałem. Jak sam zauważyłeś schemat jest oklepany aż gwiżdże - stary wyjadacz po tragedii osobistej usuwa się w cień i pomaga stworzyć coś, czego sam był przeciwnikiem (zabijaka Kaiju jest parobkiem przy budowie tego cały muru - u know), a w odpowiednim momencie najwyższa szycha prosi go o pomoc, ten po ekspresowym w gruncie rzeczy namyśle się zgadza, leje kogo trzeba, pojawia się jakaś panna, big love etc. etc... Smaczki w postaci choroby generała, sceny z małą Mako (które według mnie mogłyby być odklepane na dobrą sprawę w stylu poinformowania głównego bohatera przez kogoś, że takie coś miało miejsce bez zbędnych ceregieli) przedstawione w taki a nie inny sposób stanowią dla mnie o tym, że film przypisywany do nurtu, który zapoczątkowała Godzilla (a w mojej opinii King Kong, ze względu na czas w którym się pojawił), choć przewidywalny - jest ciekawy i (przynajmniej ja) nie modlę się w jego trakcie o awarię prądu. Co więcej zamknięcie obrazu w tym schemacie gatunkowym w takiej formie (czyli dla mnie było to widowisko akcji i pokaz efektów specjalnych) jest także plusem - brak niepotrzebnych odskoczni od tematu przewodniego filmu, zbyt wielu wątków itd. sprawia, że nie zawiodłem się. Dlaczego tak twierdzę? W ostatnich czasach coraz więcej filmów próbuje być hmm jakąś innowacją w gatunku ( słowo innowacja pasuje mi tu najbardziej), co nieraz prowadzi do tego, że albo stają się zupełnie czymś innym w odbiorze niż zamierzenia twórców i wychodzi pokraczny mezalians gatunkowy, albo stają się ciężkostrawne i finalnie w połowie filmu nie wiesz o co chodzi. Dlatego cenię sobie jeśli film spełnia oczekiwania w nim pokładane, nawet jeśli nie jest to dzieło najwyższych lotów pod względem treści czy morałów. A z tego według mnie Pacific Rim się wywiązał, nawet jeśli niektóre zagrywki w stylu rozwalenia połowy miasta w czasie walki byle go nie skazić krwią Kaiju wydają się abstrakcyjne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cz.2
    Po przeczytaniu Twojej recenzji i wytykaniu w niektórych miejscach braku logiki lub zbytnie uproszczenie rozwoju wypadków zastanowiło mnie czemu nie wspomniałeś o rzeczy, która jako jedyna w tym filmie była aż nazbyt grubymi nićmi szyta nawet jak na takie kino. Być może czegoś w filmie nie zrozumiałem - oglądałem go tylko raz, ale do rzeczy: jeśli po "zdryfowaniu" umysłów naukowców z umysłami Kaiju, jako że ich mózgi tworzyły zbiorowy intelekt, mogli oni dowiedzieć się bez większych problemów co te poczwary knują, co z kolei umożliwiło poznanie ich słabych punktów i planów względem naszej filmowej planety, to ja się pytam, jakim cudem nie zadziałało to w drugą stronę i jaszczury nie poznały możliwości/taktyki/zamiarów ludzi, bo o ile pamiętam plan zniszczenia portalu z którego wyłaziły był przygotowany wcześniej a owi naukowcy wiedzieli o nim (tym bardziej mnie to dziwi ze względu na to, że Kaiju, które wydawały rozkazy swoim "żołnierzom" były na tyle inteligentne, że postanowiły do inwazji poczekać aż ludzie tak zatrują świat, że będą mogły na spokojnie sobie w nim żyć, a w międzyczasie podbijały sobie inne planety). Muszę przyznać, że po cichu myślałem, że dlatego stwory szukają filmowego Dr Newtona Geiszlera i byłbym ukontentowany gdyby moje przewidywania się sprawdziły, jednocześnie bojąc się, że niepotrzebnie to skomplikuje fabułę, co kazałoby mi ruszyć mózgownicą, która tak skutecznie od początku seansu była odprężana przewidywalnymi zagraniami twórców filmu - chciałem zjeść ciastko i mieć ciastko. Finalnie jednak zaakceptowałem rozwój wypadków, biorąc za dobrą monetę to, że pod względem widowiska dostałem to co chciałem otrzymać wybierając się do kina.
    Co do aktorstwa wypowiadał się nie będę bo żaden ze mnie znawca sztuki aktorskiej - przełknąłem. Styka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cz.3
    Zastanawia mnie natomiast dlaczego pan del Toro wziął się za reżyserowanie takiego filmu. Mam nadzieję, że też chciał po prostu dać odpocząć swojemu umysłowi i wyczilować się przy pracy, bo jak zauważyłeś popełnił kilka świetnych filmów. Piszę mam nadzieję, bowiem Pacific Rim faktycznie nijak się do fantastycznego dzieła jakim był Labirynt Fauna i szkoda byłoby talent pana Guillermo marnować w takich ekranizacjach. Niemniej jednak wydaje mi się, że jego obecność sprawiła, że film dało się oglądnąć do końca i zaraz postaram się moje zdanie uzasadnić, przekuwając jednocześnie dwie rzeczy uznane przez Ciebie za słabości tego filmu w zalety. Oczywiście być może staram się doszukać tego na siłę ale cóż, zaryzykuje podzielić się wnioskami. Mianowicie mam na myśli sterowanie Jaegerami oraz powrót bohaterów przez portal bohaterów po finałowej scenie jego rozpiżdżenia. Do sedna zatem: sposób sterowania mechami dla mnie jest pokazaniem, że są one przedłużeniem naszych rdzeni, coś na zasadzie egzoszkieletu (no tylko w innym wydaniu ofc, wiem że to bardzo luźne porównanie, ale teraz nie potrafię inaczej myśli w słowa ubrać). Biorąc pod uwagę to, że po zdryfowaniu pilotów Jaegera tworzą oni jedność, dlatego zgodnie nimi sterują i to jest przewagą mechów nad innymi środkami walki z jaszczurami. Taki wniosek nasuwa mi się ze względu na to, że w świecie przedstawionym w filmie wspomniane przez Ciebie helikoptery dostają bęcki, a Jaegery będące hmm no nazwijmy to odzwierciedleniem człowieka (no chodzi mi o to ze są humanoidalne pod względem anatomii oraz motoryki) nie mają innej przewagi nad rzeczonymi helikopterami - mówię o arsenale jakim dysponują, bo nie uświadczymy w nich żadnej magii. Zręczność ludzi jawi mi się tu jako nasza największa zaleta w walce z kosmitami. Podobnych przykładów szukać daleko nie trzeba - weźmy chociażby twór zwany Power Rangers, chociaż te ich dino-mechy wielkie, wyposażone w ultra gadżety zawsze oklep ładny dostawały, a dopiero po ich scaleniu powstawało coś na kształt człeka z mieczem a razem z nim nastawała - jak wiadomo - zagłada przeciwnika. Nawiązanie to może nie jest najwyższych lotów, ale wg mnie gdyby przytoczony przez Ciebie helikopterów system sterowania okazał sie lepszy od pokazanego w filmie, wówczas Jaegery byłyby zwyczajnie zbędnym udziwnieniem i komplikacją na polu bitwy. No to został ten nieszczęsny powrót z portalu po jego zniszczeniu. Pierwsze moje skojarzenie było identyczne z Twoim, ale po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że huknięcie weń bombą nuklearną sprawiło, że poza jego spodziewaną anihilacją, naruszone wpierw zostały jego właściwości, a to pozwala mi myśleć ze nim został zamknięty, jego selektywna przepuszczalność przestała działać i w ten oto sposób główny bohater na spokojnie przeżył. Skłaniam się ku temu wywodowi z dwóch powodów: pierwszy to taki, że nasz Raleigh Becket pogodził się z tym, że nie wróci stamtąd, drugi natomiast powód to taki, że zwyczajnie chcę w to wierzyć bo gdyby del Toro próbował mi wcisnąć taki wałek wyssany nawet nie z palca, to byłoby to w moich oczach próbą pokazania widowni, że cała ekipa filmowa uroczyście wsadziła ją głęboko w... miejsce gdzie nie powinna. Te przemyślenia dają mi nadzieję, że to co widzieliśmy na ekranie ma ręce i nogi, mimo że momentami na niektóre sceny trzeba było przymknąć oboje oczu, a współudział Guillermo del Toro przy produkcji jest jej mocną stroną nie tylko dlatego, że podbił zainteresowanie filmem ze względu na nazwisko co było korzyścią jedynie dla tych , którzy koszą z niego zyski, ale głównie dlatego, że nie otrzymaliśmy gniota pokroju "Dwugłowy rekin atakuje", a śmiem sądzić, że byłoby to wysoce prawdopodobne, gdyby wybór padł na kogoś bardziej przypadkowego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cz.4 - ostatnia.
    Ostatni akapit, mam nadzieję, że tutaj doczytasz, choć na dobrą sprawę powinienem od niego chyba zacząć, no ale nic. Nie przypuszczałem, że się tak rozpiszę, ale chyba jest to najlepszy przykład na to, że to co wyskrobałeś skłania do dyskusji i myślenia. Chciałbym zaznaczyć, że pisarz ze mnie żaden, więc proszę o wyrozumiałość jeśli skiepściłem składnie albo coś podobnego. Jak mówiłem oglądałem film tylko raz i jeśli coś pokiełbasiłem odnośnie wydarzeń w filmie, za poprawienie mnie będę wdzięczny. Czekam na następny Twój wpis! Take care! :)
    P.S. Dominik wisisz mi browara. ;)
    P.S.2 Post dzielę na części bo przekroczyłem ilość znaków. Wiadomo.

    OdpowiedzUsuń