SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

środa, 11 lutego 2015

Całe życie z wariatami czyli o 10 współczesnych ekranowych pomyleńcach słów kilka (część pierwsza)

Jakże dobrze jest powrócić po dłuższej przerwie na bloga, ze świadomością, że ma się tyyyyyle rzeczy do napisania. Po jakże zaciętej walce o dostanie się do finałowej 10 walczących o tytuł Blog Roku 2014 pozostało mi bardzo dużo refleksji, które z pewnością skatalizuję za dni kilka w dziale "Stanley ględzi" (dawno go nie było czyż nie?). Tymczasem jednak wpis, który pojawił się w mojej głowie już dawno temu, który postanowiłem zrealizować przy okazji prośby mojego znajomego poszukującego materiałów do swojej maturalnej prezentacji ("Motyw szaleństwa w literaturze i filmie"). Pozwoliłem sobie w nim pominąć panów takich jak Patrick Bateman czy Donnie Darko, gdyż w kolejnych częściach cyklu coraz bardziej będę cofać się w czasie i wtedy ich omówię. Tymczasem zestawienie dziesięciu bohaterów którzy przyprawiali nas o zawał w latach 2004 - 2014 (kilku oczywiście brakuje, ale jeszcze będzie o nich mowa). Z uwzględnieniem bardzo ciekawego bohatera, którego jeszcze raczej nie mieliście okazji oglądać na ekranie. W tej części skupiam się na bohaterach rodem z dzieł amerykańskich, w drugiej postaram się przybliżyć demoniczne panie, w trzeciej natomiast pojawią się bohaterowie z filmów europejskich. Zapraszam do czytania! 

JOHN KRAMER aka JIGSAW (Piła I - VII, 2004 - 2010)

Seria, która doczekała się tyleż samo zwolenników co przeciwników obrodziła w bardzo ciekawego choć z części na część coraz bardziej banalnego bohatera, który twierdzi, że jego misja ma zbawienny wpływ na ludzi. Wyłapując grzeszników i testując w wymyślnych pułapkach Jigsaw wypełnia swoją wizję, której nie przekreśla zżerająca go choroba. Kiedy jego żywot dobiega krwawego końca znajdują się jego poplecznicy, uczniowie, byłe ofiary, które zainspirowane jego poczynaniami przeinaczają zasady gier i zaczynają budować pułapki bez wyjścia. Ostatecznie jednak postać Kramera jest na tyle intrygująca, że warto ją wymienić w tej części artykułu. Tobin Bell gra przekonująco i czasem zastanawiam się ile swojej prawdziwej filozofii życia aktor mógł tchnąć w ekranowego "mordercę-nie-mordercę".

ANTON CHIGURH (To nie jest kraj dla starych ludzi, 2007)

Zasłużony Oscar za rolę drugoplanową dla Bardema, w dziele braci Coen. Anton to postać antypatyczna, zimna, cyniczna, o niedbałym wyglądzie z "komiczną" fryzurą. Poraża przede wszystkim bezwzględnością i świadomością swoich czynów. Nic dziwnego, że Akademia sypnęła statuetkami w stronę tego dzieła, jest to jedno z wybitniejszych dokonań braci C w ostatnich latach. Co do samego aktora, to Javier jak najbardziej korzysta ze swojego lekko demonicznego wyglądu w innych produkcjach, wystarczy zerknąć na jedną z najlepszych "nowych" odsłon przygód agenta 007 z jego udziałem. 

DANIEL PLAINVIEW (Aż poleje się krew, 2007)

Daniel Day-Lewis, trzykrotnie nagrodzony Oscarem, w tym także za tą kreację, wciela się w postać, która dla ropy zrobi wszystko, posunie się do najgorszych czynów. Początkowo jego Plainview wydaje się po prostu wyrachowanym sukinsynem, jednak im dalej w fabułę tym bardziej demoniczne usterki swojego umysłu uzewnętrzniają się i eskalują w finale, który urywa się nagle pozostawiając widza w otępieniu. Dzieło Paula Thomasa Andersona konkurowało z "To nie jest kraj..." i wywalczyło dwie statuetki. Polecam się z filmem zaznajomić także z powodu fantastycznej kreacji młodego Paula Dano, nie ustępującemu Danielowi ani na chwil kilka. 

JOKER (Mroczny Rycerz, 2008)

Sztandarowa kreacja Heatha Ledgera, który stworzył postać jakże inną od komiksowego pierwowzoru. Jego Joker nie jest zabawnym chaotycznym koleżką. Jest psychotycznym nihilistą, któremu na dobrą sprawę wisi czy zginie, czy będzie żyć. Jestem pod wielkim wrażeniem jak bardzo Leger zmienił się do tej roli, on nie grał Jokera, on nim był i tchnął nowe życie w jednego z najważniejszych przeciwników Batmana. Nie da się ukryć, że przyćmił swą charyzmatyczną grą Bale'a, który dwojąc się i trojąc był jednak tylko dodatkiem do Żartownisia. Zasłużony pośmiertny Oscar za wspaniałą, klasyczną już (często tatuowaną) postać. Plus Nolan w absolutnie szczytowej reżyserskiej formie.  

HANS LANDA (Bękarty wojny, 2009)

Pan Waltz od ładnych kilku lat jest absolutnym ekranowym niszczycielem. Jeśli ktoś zakochał się w jego talencie to z pewnością po seansie Bękartów, gdzie stworzył osobnika równie zabawnego co niepokojącego. Landa jest przez wielu fanów tego tytułu bardziej hołubiony niż wymierzający sprawiedliwość Pitt, Roth i Schweiger razem wzięci. Zresztą za to jego "Bingo!" nie da się nie polubić tego jakby nie patrzeć typa, który pod sufitem równo nie ma. Brawa dla nagrodzonego Oscarem Waltza powinny wybrzmiewać po dziś dzień. 

MARTIN LOMAX (Ludzka stonoga 2, 2011)

No ten pan jak najbardziej zasługuje na wyróżnienie. Już o pierwszej części trylogii pana Sixa mówiło się, że przekracza wszelkie granice dobrego smaku. Reżyser, który najwyraźniej uciekł z zakładu zamkniętego postanowił wystawić widzów na jeszcze mocnieją próbę pokazując w części drugiej odciętego od realnego świata samotnego mężczyznę, praktycznie milczącego Martina, którego chorym marzeniem jest stworzenie ludzkiej stonogi o wiele bardziej rozbudowanej niż w filmie, którym się inspirował. Jak już pisałem wielokrotnie sens w tym przedstawieniu widzę nielichy, ale o tym więcej we wpisie, w którym będę próbować odczarować filmy powszechnie mieszane z błotem. 

CALVIN CANDIE (Django, 2012)

To niemały skandal, że Leo nie ma jeszcze na swoim koncie Oscara. Bardzo wiarygodnie wcielił się w bezwzględnego handlarza niewolnikami w ostatnim do tej pory dziele Tarantino. Pozwolę sobie wspomnieć chociażby o scenie, w której Calvin raniąc się bardzo mocno w dłoń rozsmarowuje krew po twarzy ukochanej Django. Uwieczniony wynik improwizacji znalazł się w ostatecznie w filmie i muszę przyznać, że to jeden z najbardziej "epickich" jak to się ujmuje momentów w historii scen nieplanowanych. Śmiało mogę stwierdzić, że Candie już jest postacią kultową, a jego cytat o zdobywaniu uwagi i ciekawości wciąż krąży po sieci pod postacią memów. 

LOUIS BLOOM (Wolny strzelec, 2014)

Jake ma talent do grania postaci szalonych. W jego oczach często widać obłęd, czy to w "Donniem Darko" czy w "Zodiaku" i "Labiryncie". Jego Louis Bloom to bezrobotny chłopek z dobrą gadką odstraszający potencjalnych pracodawców. Pewnego dnia zaczyna uwieczniać wypadki samochodowe a potem sprzedawać je lokalnej telewizji. Czując "zakrwawione" pieniądze brnie w swój "zawód" coraz bardziej naginając wszystkie moralne zasady w imię zdobycia jak najlepszego materiału do wieczornego wydania wiadomości. Jedna z czytelniczek bloga ładnie skwitowała tego pana, pisząc, że jeśli Travis Bickle i Norman Bates mieliby syna zwałby się on Louis Bloom. 

RIGGAN THOMSON (Birdman, 2014)

Ciekawy rodzaj schizofrenii u głównego bohatera tego filmu objawia się słyszeniem podszeptów tytułowego "Birdmana", w którego Thomson (powracający z filmowych zaświatów Michael Keaton), który podpowiada mu co powinien zrobić ze swoim życiem. Cały film jest jednym wielkim polem walki bohatera z jego alter ego, na które zostają wciągnięci jego bliscy, w tym uzależniona od dragów córka, załamujący się nad losem swego przyjaciela menadżer i aktorzy, z którymi tworzy swoje wielki dzieło. Liczę na worek nagród dla tego dzieła, choć nie ukrywam, że gdybym mógł to ciskałbym statuetkami także w "Grand Budapest Hotel" i "Whiplasha". 

JERRY (Głosy, 2014)

Ryan Raynolds stanowczo nie należy do moich ulubieńców, kojarzył mi się do tej pory z dziełami niezbyt wysokich lotów, a złą passę przełamał występami w takich obrazach jak "Pogrzebany". Tym razem zaskoczył mnie bardzo pozytywnie rolą schizofrenika "rozmawiającego" ze swoim psem i kotem. Jerry odkrywa swoje mordercze instynkty, które popychają go do kolejnych zbrodni. Co z tego wyniknie możecie dowiedzieć się już 27 lutego, kiedy film Głosy wejdzie na ekrany polskich kin. Dzieło objęte zostało oficjalnym patronatem FKRBZM, spodziewajcie się recenzji już wkrótce! A tymczasem dzięki za to, żeście tu znowu zajrzeli i przeczytali moje wypociny. Do następnego! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz