SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

sobota, 22 listopada 2014

Pijaństwo, szantaże, morderstwo i Nirvana, czyli o siódmym odcinku American Horror Story: Freak Show słów kilka.

Jak zapewne część widzów zauważyła, AHS Freak Show wyhamował tempo po odcinku, w którym Mordrake zabrał ze sobą Twisty'ego. Fabuła zaczęła dreptać w miejscu, postacie przemieszczać się to tu to tam, zawiązały się nowe intrygi i gdzieś zabrakło miejsca dla prawdziwego horroru. Tak przynajmniej to widzę, odcinek rozpoczyna się dokładnie tam gdzie skończył poprzedni, w domu Dandy'ego, który musi przełknąć odejście sióstr, które w tym epizodzie wróciły do cyrku dziwów. Tym samym stały się kłopotem dla Elzy, która postanowiła w pozbycie się ich wkręcić rządnego pieniędzy Stanleya. 

Jeden z najbardziej łamiących serducho momentów tego sezonu.

Odcinek, ponownie skupił się częściowo na postaci Dela, który doprowadził do śmierci lekarza mającego przywrócić jego żonie normalny wygląd. To postać, która ma na sumieniu wiele grzechów a w tym odcinku popełnia kolejny niewybaczalny, popełniony niestety pod wpływem szantażu parszywego wąsacza. Jak pisałem w relacji jednego z odcinków, akcja Freak Show dzieje się w czasach bardzo nieprzychylnych homoseksualistom. w świecie przedstawionym przez twórców są nimi Del i Stanley, ten drugi sprytnie wykorzystuje fakt, że Del ma słabość do chłopców i stawia mu ultimatum - albo skombinuje mu martwego dziwoląga, albo stanie się społecznym wyrzutkiem. Siłacz przyparty do muru zaczyna desperacko szukać wyjścia z sytuacji. Najpierw atakuje obozową siłaczkę, co kończy się dla niego łomotem, potem czai się na swojego syna, z którym ostatecznie nawala się i przyznaje mu się kim dla niego jest. Rano wracają podpici i pojednani, "misja" Dela wciąż nie jest ukończona a czasu ma coraz mniej. Jego wybór jest mało męski, mimo wyraźnego żalu w oczach morduje Ma Petite łamiąc jej drobne kosteczki. To jedna z najmocniejszych scen tego sezonu, która wstrząsnęła widzami i udowodniła, że nikt nie jest we "Freak Show" nietykalny. Za tą zbrodnię, jestem tego pewien przyjdzie mu słono zapłacić. 

OK, jarzę, że wybór "Come As You Are" Nirvany nie był przypadkowy, ale czy naprawdę ten fragment był potrzebny? 

Drugim ważnym wątkiem tego epizodu były relacje Elzy i bliźniaczek, Dot koniecznie chce się rozdzielić z mało rezolutną Bette nawet kosztem zgonu tej drugiej. Naiwniaczka marzy o zostaniu wielką gwiazdą i wciąż daje się manipulować intrygantce Mars, jednak już częściej zaczyna słuchać siostry. Tak jak mówiłem pada na nie wyrok śmierci, który ma wykonać Stanley (lub ktoś za niego jeśli nie będzie sobie chciał ubrudzić rąk). Nie zgadza się na to dosłownie, ale widać, że bohaterowie się dogadali i coś się będzie kroiło w następnych odcinkach. Krojona była też narzeczona Paula, kobieta guma i to przez tatuażystę, który oszpecił ją na żądanie jej ojca, "ozdabiając" twarz dziarami i rozszczepiając język. Wątek ten według trailera doczeka się kontynuacji w następnym odcinku, przyznam, że jest to strzał w dychę i coś ciekawego od czasu odejścia klauna psychopaty. 

Na koniec jeszcze dodam co mi się w odcinku nie podobało. A mianowicie niepotrzebny, wstawiony na siłę cover Nirvany w wykonaniu Jimmy'ego. Wątpię, że to był głos pana Petersa, trochę od czapy wstawione by była ciągłość piosenki  w każdym odcinku. A tak poza tym to odcinek dużo ciekawszy niż poprzedni, bardziej dramatyczny i z dosłownie miażdżącym finałem. Zamieszania wokół zniknięcia najmniejszej kobiety świata na pewno nie zabraknie, także oczekuję z na nowy epizod z większym napięciem niż ostatnio. A na koniec dodam tylko... BRING BACK TWISTY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz