Dostałem możliwość obejrzenia filmu "Mama" na ponad dwa tygodnie przed premierą. Przez ładnych kilka lat kino Xaviera Dolana zdążyło okrzepnąć, jego filmy stały się już charakterystyczne, przekształcane przez niego elementy od czasu "Zabiłem swoją matkę" pojawiają się i w tym dziele, które jest kameralnym dramatem właściwie trojga bohaterów. Widz bardzo łatwo da się wciągnąć w opowiedzianą w nim historię, które dzieje się w fikcyjnej Kanadzie roku 2015 gdzie w życie weszła ustawa o możliwości oddania dziecka sprawiającego kłopoty wychowawcze do ośrodka wychowawczego bez żadnych prawnych ceregieli. Przychodzisz, podpisujesz papier i masz nieznośnego bachora z głowy. Ciekawy punkt wyjścia biorąc pod uwagę, że bohaterami są matka, jej syn i sąsiadka, prawda?
Piękna Anne Dorval już nie raz pojawiała się w filmach Dolana. Jej Die jest jedną z najciekawszych matek, jakie ostatnio widziałem na ekranie.
Rzadko oglądamy filmy, które dzieją się w takim formacie jak kwadrat. Przyzwyczajeni do szerokiego ekranu możemy poczuć się dziwnie widząc pierwsze sceny z udziałem Die . Zamknięta w formacie 4x4 zrywa jabłko z drzewa, a towarzyszy tej sytuacji znakomita kojąca muzyka w klimacie Sigur Rós. Zauroczyło mnie to od razu, postać tytułowej mamy szybko zyskała moją sympatię swoim luźnym stylem (tatuaże, przekleństwa, częste palenie, krzykliwe stroje) i stwierdziłem, że chętnie poznam jej historię. Kobieta nie miała przez ostatnie lata lekko, jej mąż zmarł kilka lat wcześniej, syn został umieszczony na jakiś czas w internacie, a podczas odbierania go z ośrodka dowiaduje się, że dokonał podpalenia, w którym ucierpiał młodszy chłopiec. Steve jest dzieckiem z silnym ADHD. Szybko wpada w złość i w chwilach napadu agresji potrafi zaatakować matkę, którą mimo wszystko kocha ponad życie. Potrafi ją wyzywać od najgorszych, a chwilę później przepraszać i przytulać. Żywi też wobec niej silne pożądanie erotyczne, także nie oczekujcie, że zobaczycie go jako latającego za innymi pannami. Nie jest jednak klasycznym maminsynkiem, interesuje się także losami sąsiadki w podobnym wieku do jego matki, którą poznaje w ciekawych okolicznościach. Kyla co prawda jest bohaterką drugoplanową, ale wprowadza do filmu element komediowy. Ma bowiem problemy z mówieniem, czasem się jąka, nie potrafi ubrać swoich uczuć w słowa. Jej małżeństwo jest zwykłe, bunt młodości to tylko odległe wspomnienie, także poznanie dynamicznej, rozrywkowej Die jest dla niej zbawienne. Nasza trójka wyraźnie dusi się i ciśnie w ekranowym kwadracie, który zdaje się wyznaczać ramy ich świata. W dwóch scenach ten kwadrat się rozsuwa, i moim zdaniem jest to metafora chwil szczęśliwych, w których bohaterowie mogą odetchnąć od codzienności, poczuć wolność, przez chwilę zapomnieć o przytłaczających problemach życia codziennego. Wybryk Stevea nie zostaje bowiem bez konsekwencji, wisi nad nim sprawa sądowa, którą można wyrównać oddaniem go do zakładu zamkniętego. Czy Die będzie w stanie rozstać się z porywczym dzieckiem, którego świetlaną przyszłość wyobrażą sobie w jednej ze scen?
Antoine-Olivier Pilon jako Steve jest bardzo przekonujący. Stworzył postać pełną kontrastów, zaburzeń, kochającego, pożądającego i nienawidzącego jednocześnie swojej matki.
Film Dolna stawia widza przed ważnymi pytaniami dotyczącymi miłości rodzicielskiej, zarówno po stronie matki, która widzi w swoim dziecku zarówno skarb jak i niewyobrażalny ciężar, jak i syna, który uznaje rodzicielkę za boginię, obiekt seksualnych marzeń ale i istotę przez którą popada w szaleństwo. Takie wartości jak miłość, wolność, przyjaźń czy zaufanie eksplorowane w setkach tysiącach filmów tutaj nabierają nowych barw a wszystko unurzane jest w popkulturnym sosie: Steve ma nowoczesną deskorolkę, Die daleko jest do pruderyjnej i milutkiej kobieciny w średnim wieku, a i Kyla staje się bardziej nowoczesna. Poszczególne sceny spina świetnie dobrana muzyka, której słuchanie bez oglądania filmu mogłoby być całkiem silnym przeżyciem. W połączeniu z przejmującą historią daje znakomity artystyczny efekt, a wykorzystanie szlagierów Dido, Celine Dion, Eiffel 65, Andrea Bocelli'ego (świetna scena w klubie pokazująca jak eskaluje agresja w młodym człowieku) czy Lany Del Rey w napisach końcowych nadaje dodatkowego smaczku temu i tak już wybitnie działającemu na zmysły dziełu. Jeśli więc szukacie nowego jesiennego filmu, w którym chcecie się zakochać to walcie tłumnie na "Mamę", jest dziełem dojrzałym, nowoczesnym i sprawiającym, że i łezka kręci się w oku i uśmiech na twarzy gości. Na swój sposób ryje też beret jak należy, mam więc nadzieję, że nie przejdzie w naszym kraju bez echa.
9/10
Uwielbiam filmy Dolana i niezwykle cenię jego wszechstronność. Nie mogę się doczekać seansu jego najnowszego filmu. Znakomita, wnikliwa recenzja!
OdpowiedzUsuń