SZUKAJCIE A ZNAJDZIECIE

niedziela, 25 maja 2014

"This is my design" - o HANNIBALU słów kilka.

Dnia wczorajszego skończył się drugi sezon serialowego "Hannibala". Ciężko byłoby o nim pisać nie spojlerując więc specjalny fragment tego artykułu zawierający opis wydarzeń w nim zawartych zostanie specjalnie oznaczony. Zapraszam Was więc do czytania moich rozmyślań na temat tego co działo się przez ostatnie dwa sezony. 


CZĘŚĆ PIERWSZA - RELACJE WILLA GRAHAMA  I HANNIBALA LECTERA

Pierwotnie zamierzałem tu streścić fabułę, dla tych, którzy nie widzieli ani jednego odcinka, ale stwierdziłem, że sami sobie poukładacie to wszystko czytając. Zacznę więc od spotkań w  pokoju zwierzeń, w którym Will i Hannibal odbywają swoje rozmowy, pełne górnolotnych metafor i momentami irytujących porównań. Można spokojnie stwierdzić, że tych dwoje łączy specyficzna przyjaźń sięgająca daleko poza schemat pacjent-psychiatra. Will zwierza się ze swoich koszmarów męczących go odkąd zastrzelił Garreta Jacoba Hobbsa, podejrzanego o morderstwa i kanibalizm. Doktor sprytnie wykorzystuje jego opowieści by ukształtować psychikę Grahama, tak by ten przestał go podejrzewać o bycie Rozpruwaczem z Chesapeake. Początkowo mu się to udaje, jednak im dalej w odcinki tym więcej kart się odkrywa, a bohaterowie raz się do siebie przybliżają, raz oddalają. W pewnym punkcie dochodzi nawet do tego, że Will siedząc za kratami w psychiatryku zleca morderstwo Hannibala. Rachunki zostają jednak wyrównane, Will w samoobronie zabija "człowieka-bestię", Randalla Tiera (tier - z niemieckiego zwierzę, ładna gra słów), a Hannibal przyznaje się do bycia tym kim jest. I wygląda na to, że Will, w którym dokonuje się przemiana wewnętrzna, jest pogodzony z tym, że jego jedyny przyjaciel jest najbardziej poszukiwanym psychopatą w dziejach kina i telewizji. Will sugeruje Lecterowi by przed swoją ucieczką przyznał się do bycia tym kim jest przed agentem specjalnym Jackiem Crawfordem, z którym także łączy ich dość szorstka męska przyjaźń. 


Ważnym elementem konstrukcji tej opowieści jest relacja z niedoszłą ofiarą Hobbsa, jego córką Abigail. Panowie w pewnym sensie się nią opiekują, a Lecter poznaje prawdę o jej "współpracy" z ojcem. W pewnym momencie fabularnym Abigail staje się zagrożeniem dla Lectera, który postanawia się jej pozbyć. O morderstwo i zjedzenie jej zostaje posądzony Will, który trafia do zakładu psychiatrycznego. W wizjach Willa Abigail wciąż żyje i uczy się z nim wędkować, a Hannibal wykorzystuje słabość Grahama do niej by nim manipulować niemal do samego finału drugiego sezonu. Kiedy w jednym z odcinków Will dowiaduje się, że ma zostać ojcem dziecka Margot Verger (znakomity wątek rozpisany na kilka odcinków, świetne przedstawienie skrzywionej psychiki Masona Vergera, szalonego brata Margot) widać po nim tęsknotę za Abigail. I to wszytko bardzo ładnie kumuluje się w finałowym odcinku, o którym poczytają raczej tylko Ci, którzy jeszcze finału nie widzieli. 

Przyznam, że drażniły mnie te niemal małżeńskie sprzeczki obu panów i odbijanie piłeczki między sobą. Te niedopowiedzenia, przedłużające się spojrzenia i imponowanie sobie nawzajem. Zdaję sobie sprawę, że takie przeskoki nastawienia musiały być, bo napędzały akcję, ale momentami gmatwa się to wszystko tak bardzo, że nie sposób wyjaśnić w kilku słowach na jakich warunkach opiera się relacja obu mężczyzn. Ach i czasem mam wrażenie, że gdyby Lecter mógł to wywaliłby z łóżka nudną jak flaki z olejem Alanę Bloom i zastąpił ją Willem. Brakowało mi mi tylko jedynie by sobie powiedzieli jak się bardzo kochają i nienawidzą jednocześnie. Wszystkie te romanse można jednak wybaczyć, dzięki temu do dzieje się "wokół" bohaterów, a co pozwoliłem sobie omówić w części drugiej. 

CZĘŚĆ DRUGA - THIS IS MY DESIGN, CZYLI PSYCHOPACI W "HANNIBALU"

Jest ich wielu, pojawiają się w prawie wszystkich odcinkach, i każdym kieruje coś innego. Psychole w "Hannibalu" często mają "dobre" intencje, chcą podkreślić wartość życia i śmierci, przepraszają za swoje czyny, chcą dawać swoim ofiarom nowe, lepsze życie, oczyszczają ich z grzechów. Ukrywają się za normalnymi zawodami, mają swoje indywidualne odchyły i czasem nawet imponują Hannibalowi, który wykorzystuje ich do swoich celów, bądź pozbywa wcześniej poznając motywy ich zbrodni. I o ile ciepła relacja doktora z Willem momentami mnie męczyła, to każda kreacja  psychopaty jest zagrana i wymyślona perfekcyjnie. Totem z ludzkich zwłok, zaszywanie ciała w martwym koniu, tworzenie ze swoich ofiar ula, robienie ze swoich ofiar grzybowego ogródka.... To wszytko sprawia, że widz może dostać ciarek na plecach. Dodatkową frajdą jest rzecz jasna obserwowanie Willa wcielającego się w morderców, odtwarzającego makabryczne wydarzenia  i tłumaczącemu to wszystko Jackowi Crawfordowi. Graham zawsze kończy swoje analizy słowami "This is my design" - "To jest moja wizja", które stały się już kultowym serialowym tekstem. W pewnym momencie, kiedy Will siedzi w psychiatryku przez moment Hannibal przejmuje pałeczkę po Willu i radzi sobie nie gorzej od niego, z pewnością mniej inwazyjnie działa to na jego i tak szaloną już głowę. 

Michael Pitt daje popis swojego talentu w roli Vergera. Mistrzostwo świata. 

Zdaję sobie sprawę, że ekipa Jacka trudni się poszukiwaniem psychopatów, ale mam wrażenie, że jest ich cały natłok i to w dość małym rewirze. Co odcinek lub dwa pojawia się osoba z kosmicznymi zaburzeniami, a mieszkanie w okolicach Willa i Jacka w pewnym momencie (bo zakładam szybkie roznoszenie się plotek o morderstwach) stałoby się traumą i spędzającym sen z powiek koszmarem. Do tego nasi ukochani zwyrodnialcy, bądź ich przyjaciele mają jedynego psychiatrę w okolicy, który trudni się konsumpcją ludzkiego mięsa. Czasem mam wrażenie, że psychopata rozpozna drugiego po zerknięciu mu w oczy. Tak przynajmniej robi Lecter, który jest zawsze o krok przed Willem i agentami. Wycina organy takim osobom jak on sam zawężając przy tym krąg podejrzanych do minimum, a mimo to dopiero pod koniec drugiego sezonu zaczynają się klarować jako takie dowody przeciwko doktorowi. 

Jeśli miałbym wskazać swojego ulubionego psychola to pewnie wybór padłby na Masona Vergera, który wytresował świnie tak by zjadały ludzi. Barwnie zagrana postać przez Michaela Pitta, która nawet po pierwszorzędnym okaleczeniu się (zaczął się zjadać) wciąż była wdzięczna Hannibalowi za pewną lekcję życia. A teraz ponownie wrócę do postaci Hannibala, należy mu się osobna część w artykule, który powoli zmierza ku końcowi. 

CZĘŚĆ TRZECIA - ZA CO LUBIĘ DOKTORA LECTERA? 


Już w pierwszym odcinku dystyngowany, kulturalny doktor zyskuje sympatię widza. Wiemy kim jest, do czego jest zdolny, rzadko kiedy na ekranie możemy zobaczyć, że odbiera komuś życie, zazwyczaj pokazują go już po fakcie kiedy przygotowuje organy swoich ofiar, lub komponuje muzykę albo pije wino. Irytuje mnie gdy popada w pompatyczne rozmowy z pacjentami, rozczula kiedy pokazuje swoją wrażliwą stronę i słabość do Willa i Abigail. Mads Mikkelsen to Hannibal idealny. Zimna, wyrachowana twarz, zredukowana mimika, stoicki spokój wypisany na twarzy. Rzadko widujemy go w amoku i przez to nietrudno nam zapomnieć kim jest i dać się przez chwilę zmanipulować jego urokowi. No jedynym minusem jest chyba ta emo grzywka. Fannibale chętnie zjedliby by z nim kolację pod warunkiem, że sami by nią potem nie zostali. Znakomity kucharz, którego potrawy niemal pachną z ekranu. Chyba jedynie jego rogate wcielenie z wizji Willa jest bardziej przerażające niż to lekko uśmiechnięte współpracujące z FBI. Fakt, że sam doktor także chodzi do psychiatry (znakomita Gillian Anderson znana jako agentka Scully z "Z Archiwum X") jest intrygujący, a jego spowiedzi są momentami bardzo szczere i widać, że miedzy nim i nią iskrzy. Jeśli wydaje Wam się, że jedynym słusznym Lecterem jest Hopkins to dajcie wcieleniu Mikkelsena szansę, zaprzyjaźnicie się z nią szybciej niż Wam się wydaje. Ja też na początku byłem na nie. A teraz? Teraz czekam na przygody doktora i spółki, które ujrzą światło dzienne w trzecim sezonie. Jeśli przełkniecie momentami absurdalne fabularne rozwiązania to będziecie zadowoleni z serialu jako takiego bo jest on wizualnym majstersztykiem. Tu wszystko jest pięknie wykadrowane, opatrzone znakomitą muzyką, metaforycznymi wizjami i scenami rodem z najlepszych filmów grozy. Całość na dzień dzisiejszy oceniam na 8/10 w porywach do 9/10, bo do arcydzieła jakim był chociażby "Detektyw" trochę jednak brakuje. A ocenę podbijam o jeden punkt ze względu na finałowy odcinek. Nie zaznajomieni z serią/finałem w tym momencie niech darują sobie czytanie i albo zasiądą do oglądania "Hannibala", albo niech wezmą się za finał i doczytają po obejrzeniu. Dzięki za uwagę! 





























[SPOJLERY]

CZĘŚĆ CZWARTA - I CO TERAZ DOKTORZE? 


Czy ostatni odcinek mógł skończyć się inaczej? Wydaje mi się, że nie. Wszystko dążyło do ostatecznej konfrontacji, w której doktor zostałby pojmany, lub uwolnił się i uciekł. Odcinek miał świetne zbudowane napięcie. Tykający zegar, rozmowy sugerujące to co stanie się pod koniec odcinka, palenie dokumentacji pacjentów w pokoju doktora. W tle wwiercające się w mózg "tik-tak" i oczekiwanie na scenę, którą widzieliśmy na początku drugiego sezonu. Ostateczna konfrontacja jest dynamiczna, chaotyczna i w pewnym sensie wzruszająca. Doktor definitywnie postanawia zakończyć ten rozdział znajomości ze wszystkimi. Jack wykrwawia się w spiżarni. Alana zostaje wypchnięta z okna przez manipulowaną przez doktora Abigail. Will i Abigail giną z rąk Hannibala, który zdemaskował prawdziwą, wciąż dobrą naturę Grahama. Widać jednak, że doktor zabija ich z musu, bo najważniejsza jest dla niego wolność, którą chciano mu odebrać. Doktor pozwalając Willowi jeszcze raz zobaczyć Abigail dokonuje swoistego aktu miłosierdzia, wobec osoby, która go zdradziła. Pozwala im razem "odejść", domyka koło, które otworzyło się w pierwszym odcinku serialu. Scena, w której kroczy w deszczu jest na moje oko metaforą oczyszczenia i zakończenia pewnego etapu. Problem w tym, że nie do końca wiadomo, czy wszyscy w mieszkaniu Hannibala na pewno pożegnali się z życiem. Do póki nie zobaczę ich ciał w trumnach nie uwierzę. Jest duże prawdopodobieństwo, że przeżyła Alana i będzie sparaliżowana, oraz, że Will jednak przetrwał, w końcu jest postacią uzupełniającą doktora i nakręcającą oba sezony. Otwarty zostaje też wątek dziennikarki Freddie Lounds i dalsze losy Vergerów. To najprawdopodobniej zobaczymy w kolejnym sezonie. Dodam na końcu, że scena w samolocie z doktor Maurier była przednia i sugerowała związek między postaciami. Pozostaje więc czekać do przyszłego roku i snuć teorie spiskowe co było dalej po opuszczeniu mieszkania przez doktora. Dwa znakomite sezony za nami. Czy trzeci zdoła mu dorównać? Czas pokaże! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz