Witajcie na FKRBZM!

wtorek, 17 grudnia 2013

Polaka portret własny, czyli rozważania na koniec roku.


Chyba jesteśmy najbardziej marudnym krajem na tej planecie. Narzekamy na wszystko, mało co nas cieszy i tylko czekamy by komuś słowem bądź czynem przypierdolić. Jesteśmy pozornie pobożni, a za plecami to plujemy na wszystko i wszystkich bo przecież ksiądz i tak odpuści. Rząd dyma nas z kasy, duchowni dymają dzieci, radio dyma nas z dobrej muzyki i wszystko jest takie szare bure i do dupy, że nawet się nie chce wstać z kanapy i żył sobie podciąć (chociażby dlatego, że byłoby to zbyt emo). Wszystkie zjawiska przychodzą do nas z opóźnieniem, tym którym się w miarę dobrze powodzi dzieciaki wyrastają w zapatrzonych w Juesesj hipsterków szczycących się kubkiem ze Starbucks. Jesteśmy niczym najbardziej zacofany kraj afrykański w środku Europy i jara nas Polaczków wszystko co w innych krajach uchodzi za całkowicie normalne. Piszę te słowa, a przecież odbiorcy mojego bloga to osoby, które niewiele z tym wizerunkiem mają wspólnego więc gdzieś tu musi tkwić jakiś błąd w wizerunku mieszkańca naszego kraju. 


Wynika to chyba z bardzo ogólnego postrzegania naszego kraju jako szarej masy nie tylko przez obserwatorów zewnętrznych (czytaj obcokrajowców), ale krytycznego spojrzenia wobec siebie nawzajem. Przeciętny Polak, czy to uczeń (gimbus), student (studenciak, fan Comy i happysadu), zwykły pracownik (cebulak chwalący się zagranicznym zegarkiem i jeżdżący raz na ruski rok na zagraniczne wakacje za ciężko zaharowane pieniądze, prawdopodobnie mający wujka w USA) narzeka na wszystko w okół i buduje wokół siebie stereotypy opisane w nawiasach. Nie zapominajmy, że spędzamy masę czasu na Facebooku, Kwejku, Wiedzy Bezużytecznej, wszelakich portalach społecznościowych, na których spokojnie za sprawą pozornej anonimowości możemy wywalić swój jad na innych. Potrafimy żyć jedną sprawą kilka lub kilkanaście miesięcy (ekhm, Sosnowiec, Smoleńsk itp.) a w naszym politycznym zoo nikt z nikim tak naprawdę do porozumienia dojść nie chce, mydlą nam oczy i obrzucają się gównem w swojej wielkiej białej piaskownicy. Polak to pijący często na umór katolik przejawiający agresję i tępotę umysłową. Do tego jesteśmy nietolerancyjni wobec homoseksualistów i radykalnie traktujemy patriotyzm żyjąc z ciągłą czkawką II Wojny Światowej. Plus armia gimbo-patriotów napędzająca popularność bardzo średniego Sabatonu. Ale nie tylko patriotyzm napędza Polaka. Nic tak nie zniechęca mnie do sportu jak kibicie tak bardzo "oddani" swojej drużynie, że spuszczą wpierdol za krzywe spojrzenie na szalik ukochanego zespołu. To pokazuje, że jesteśmy też niestety w dużej mierze radykałami i konserwatystami, nieumiejącymi ze sobą współpracować. 

Dlaczego piszę w liczbie mnogiej? Nie wypowiadam się tu za nikogo z osobna, nie opisuję też statystycznego Polaka, bo gdyby taki miał być jak opisałem to chyba bardziej dziwnego stworzenia na świecie by nie było. To wszytko jest grubą krechą nakreślony stereotyp, tego jak nas postrzegają przez pryzmat telewizyjnego i komputerowego ekranu. Wychodzi mniej więcej na to, że połowa Polaków zachodzi w głowę jak może istnieć w naszym kraju druga połowa Polaków opisanych przeze mnie powyżej. Nie chcę tutaj zwalać winy na nikogo, ale wizerunek Polaków, w dużej mierze został już uwieczniony na taśmie filmowej przez twórców maści wszelakiej o czym mogliście przeczytać w jednym z moich artykułów. Tu chciałbym troszeczkę temat rozwinąć bo sprowokowała mnie do tego burza jaka rozpętała się wokół programu "Warsaw Shore - Ekipa z Warszawy", w której grupka bezmyślnych stworzeń imprezuje noc w noc na zmianę z parzeniem się w swoim wąskim kręgu. Niewyżyci, wulgarni i bezdennie głupi. Gawiedź ma uciechę oglądając ich losy, ale gdyby to pokazać komuś nie mającego bladego pojęcia o naszym kraju, inteligentnemu i odpowiednio wykształconemu to zapewne zastanawiał by się, czy w naszym kraju ewolucja nie zatrzymała się nieco za szybko. Bohaterom tego programu można by wyciszyć głosy i pozwolić by zdubbingowały ich małpy, choć wątpię, żeby się zgodziły. I tu dochodzimy do porzekadła "prawda czasu, prawda ekranu" i chciałbym je w tym momencie artykułu zweryfikować jeśli wytrwaliście do tego momentu.

Już w "Rejsie" Maraka Piwowskiego można było zobaczyć Polaka marudę, dla którego nic się w kraju nie działo, ogólnie panie "stara bieda". Dokładnie 10 lat później Stanisław Bareja w roku 1980 swoim "Misiem" rozprawił się z wizerunkiem rodaka, który kręci i wierci, płaszczy się, kombinuje, szuka furtki i ogólnie jest takim cwaniaczkiem. 6 lat później mogliśmy podobne zachowania obserwować w serialu "Zmiennicy". Zwierciadełko był tylko lekko przekrzywione i nie wyrabiało negatywnego zdania o naszym kraju, Choć już wtedy trudno było Polakowi zaufać. Zresztą w serialach takich jak "Dom" czy "Alternatywy 4" także było to widać W tamtych czasach były też popularne realizacje polskich lektur obowiązkowych czy to w wersji filmowej czy serialowej. A jakie są obowiązkowe książki w szkołach wszyscy wiemy. Długaśne, dramatyczne, rozwlekłe i trudne w odbiorze, że przytoczę "Lalkę" chociażby. Czasy się pozmieniały, przeżyliśmy zabory, wojny, kaczory i inne stwory, ale w polskim kinie się lekko nie zrobiło. Po ciężkim "Dekalogu" Kieślowskiego i bardzo mocnym "Przesłuchaniu" Bugajskiego przyszedł czas na szokujący "Dług" Krauzego. Film moim skromnym zdaniem bardzo zachwiał wizerunkiem Polaka i wyznaczył trend bardzo mocnych, bezpośrednich dramatów w których reżyserowie czują się bezpiecznie. Trudno jest nakręcić polskiemu twórcy horror, jeszcze trudniej dobrą komedię nie będącą tak naprawdę dramatem (czasy dobrej polskiej komedii, często lekko sensacyjnej skończyły się po "Kilerze 2" i "Chłopaki nie płaczą" moim zdaniem). Bo i nie ma się z czego u nas śmiać o czym przekonuje cały czas Koterski. "Nic śmiesznego", "Dzień świra", "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", "Baby są jakieś inne". Te tytuły to nic innego jak codzienność większości mieszkańców naszego kraju, których oczyszcza soczyste "Ja pierdolę". I dramatów twórcy uczepili się po dziś dzień. Mało jest filmów ciepłych i dających nadzieję, choć światełkiem w tunelu jest tu piękne "Chce się żyć". Rządzą obrazy mroczne jak "Egoiści" o zblazowanych młodych-starych przeżywających kryzys wieku średniego, choć ten jeszcze nie nadszedł, wizerunki rozpadającej się
rodziny "(Plac Zbawiciela", "Pogoda na jutro"), polskiego więziennictwa ("Symetria"), i ogólnej degrengolady naszego kraju czy to wśród młodzieży ("Cześć Tereska", "Świnki", "Galerianki", zbyt mocno wykrzywiona i nieprawdziwa przez to "Sala Samobójców") czy ogólnie Polski, kraju z dziurawymi drogami, dziurą budżetową i dziurą w głowach mieszkańców ("Wojna polsko-ruska", "Wesele", "Drogówka", "Edi"). Nawet zerknięcia wstecz przez twórców nam współczesnych pokazują nasz kraj jako wciąż z pewnymi demonami nieskonfrontowany ("Róża", "Dom zły", "Obława", "Pokłosie"). Polak potrafi nabijać się z dóbr kulturalnych własnego kraju, że wspomnę o "hejtowaniu" Dżem czy Paktofoniki chociażby, bardziej skupiamy się na wytknięciu błędów i śmiania się z nich, niż dążeniu do propagowania tego co w naszym kraju najlepsze (chlubny wyjątek - Lao Che, Kult, Republika czy kapele okresu PRL-u jak Big Cyc, Lady Pank, Oddział Zamknięty czy Maanam tak ładnie pokazujące prawdę o naszym kraju i mające wieczny "szacun" za postawę. Swoją drogą bohater filmu "Pręgi" dostawał solidny wpierdol od ojca za słuchanie Lady Pank, znak czasów). Wszelakie próby pokazania Polaka w ciepłym świetle moim zdaniem prowadzą donikąd: komedie romantyczne są żałosne, próba odtworzenia świątecznej atmosfery w "Listach do M." na moje oko jest bardzo sztuczna choć miła w odbiorze, a za skretyniałe "Kac Wawa" i inne "Ciacha" powinni pozwalniać kogo trzeba. Polska ma twarz Karolaka, Korzuchowskiej, Szyca, Kota oraz Maćka z Klanu, a to bardzo źle świadczy o twórcach pewnego segmentu rozrywki. Na szczęście na ekranie częściej zaczyna się pojawiać twarz, której można zaufać i mam tu na myśli Roberta Więckiewicz, który w ostatnich latach narzekał na kobiety, przemierzał kanały, był Wałęsą i Hitlerem a teraz zostanie "polskim pijącym lustrem" za sprawą "Pod Mocnym Aniołem" Smarzowskiego. Dodam, że szacunek należy oddać także, świetnie dobierającemu role Andrzejowi Chyrze, który napędzał "Komornika" a ostatnio "W imię..." o księdzu homoseksualiście. Także patrząc przez pryzmat produkcji kinowych i telewizyjnych wyłania się obraz delikatnie mówiąc nie za ciekawy.

Rok 2013 nie był przełomowy, nie rozświetlił naszego kraju, nie pokazał go z lepszej strony i mam wrażenie, że wszelakie sukcesy w naszym kraju są marginalizowane, spychane na koniec wydania wiadomości. Że wszystko co dobre dzieje się od święta jak chociażby Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, do której też chcą się dobrać. Z osób które rozsławiają nasz kraj robi się wrogów publicznych (przykład pierwszy z brzegu - Nergal, w nosie mam jego życie prywatne i pojawianie się na okładkach magazynów dla pań, ale jak widzę Nowaków wpierdalających się w trasy koncertowe i performance to krew mnie zalewa). Nasz kraj dawno przestał być kontrolowany przez wyborców, łapy na Cebulandii trzymają niespełna rozumu politycy, pazerny kler i Eikpa z Warszawy. Jak co roku usiądziecie do Wigilijnego stołu i złożycie sobie nie do końca zgodne z prawdą życzenia świąteczne, w Sylwestra pomyślicie marzenie by naszym kraju było lepiej (czytaj "by ten nadchodzący rok był lepszy niż poprzedni". Znów przyjdzie do nas jakaś nowa sezonowa moda, znów będą się tłukli fani i antyfani Justina Biebera i One Direction (nasz kraj jest strasznie podatny na gównianą muzykę za co obarczam ogólnokrajowe stacje radiowe, poza Trójką, niezależne stacje to margines i nawet zasięg Eski Rock ograniczono tylko do Warszawy), znów ktoś spali jakąś tęczę lub wyzwie tego i owego od "pedała", liczba gwałtów, wypadków po pijaku i morderstw raczej nie zmaleje, procent "pedofilii w sutannach" także nie spadnie, a po premierze "Pod Mocnym Aniołem" liczba alkoholików wzrośnie ze smutku po tak mocnym filmie. Oczywiście przejaskrawiam to wszystko i ironizuję, ale te prognozy nie są wcale dalekie od prawdy. Mamy rok 2013, Trybson, bezmózgi ruchacz gąsek jest na ustach wszystkich, Bracia Figo Fagot bujają dzikie tłumy nieświadome zgrywy z disco konwencji. Wyjazd za chlebem zagranicę wciąż jest traktowany jako brak patriotyzmu wobec własnego kraju, a warstwy cebuli porastającej nasz kraj są coraz gęściejsze i dojrzalsze. Wyszło na to, że marudzę tu za wszystkich i każdego z osobna. Nie no, po prostu narysowałem obraz swojego kraju tak jak go widzę. I niech go podsumują dwie jakże zacne piosenki. Obie prawdziwe choć obie wiekowe. Dzięki wielkie wszystkim, którzy wytrzymali do końca! No bo przecież tl;dr czyż nie? 



P.S: A ty po ilu przecinkach, ortografach i powtórzeniach się uśmiechniesz? Czy błędy przysłoniły Ci treść czy jednak zwróciłeś/łaś uwagę na to o czym jest tekst hmmmm? Czy pisanie pod wpływem chwili nie jest więcej warte niż poprawianie dziesiąty raz tego samego zdania? Kwestia zapewne pozostanie otwarta. Tak czy siak niczego tu poprawiać nie będę, niech zostanie jako świadectwa mojego roztargnienia i autorskiego sznytu. A tych których to boli najbardziej mogę zapewnić, że będę nad stylem pracować i walczyć przy każdej kolejnej publikacji! Pozdrawiam! /D. D. M. 

2 komentarze:

  1. Och, ja ja Cię kocham! Tekst zawiera wiele prawdziwych wątków i problemów, ale odsuwając na bok debilne programy, idiotów, którzy stanowią synonim do słowa "polityk polski" (czy odwrotnie?) i te pierdolone 1D (dzisiaj znalazłam och biografię w empiku w dziale "sztuka", aż mnie coś zabolało) to muszę przyznać, że Polacy sami tworzą o sobie stereotypy. Nie chcemy być uważani za głupich, tępych Polaczków, ale jeśli dochodzi coś do czego, to my właśnie ściągamy takie debilne "show", a "gimbusi" rzeczywiście zachowują się jak gimbusi, co mnie osobiście bardzo obrzydza... Szkoda tylko, że ludzie uogólniają, czyli - każdy, kto chodzi do gimnazjum jest NA PEWNO gimbusem, albo każdy, kto słucha metalu jest satanistą. Niesmaczne. Do konserwatystów nic nie mam, właściwie nawet popieram takie poglądy i sama mogę chyba nazwać się konserwatystką, czy republikanką (a to chyba synonimy, nie?). Poruszając jeszcze temat II wojny światowej - pamiętamy, bo żyją jeszcze ci, którzy tą wojnę przetrwali. W sumie to wojna ta pokazała, taką stronę człowieka, o której wolałoby się zapomnieć, aniżeli ją pamiętać. Dlatego w głębi duszy, brzydzi to nas, nawet podświadomie. Oczywiście, nie mówię tutaj o ludziach, którzy się z tego powodu użalają nad Polską i samym sobą, bo to niezdrowe i całkiem żałosne. My (Polacy) musimy się pozbierać, a wtedy będziemy rządzić tym krajem jak należy. Tylko pozostaje kwestia pozbierania się...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko to, co chciałabym powiedzieć, ale brakuje mi słów.

    OdpowiedzUsuń